Protest „żółtych kamizelek” we Francji

80/2018
29.11.2018
W ciągu ostatnich 10 dni odbywały się we Francji protesty tzw. żółtych kamizelek (nazwa pochodzi od odblaskowych bezrękawników). Zmobilizowały ponad 400 tys. osób, głównie mieszkańców małych miast i wsi. W samym Paryżu w sobotę 24 listopada br. demonstracja z udziałem ok. 8 tys. uczestników przekształciła się w zamieszki. Kolejne protesty zapowiedziane są na sobotę 1 grudnia br.

Jakie są bezpośrednie przyczyny protestów?

Protesty były reakcją na zapowiedzianą przez prezydenta Emmanuela Macrona na początek 2019 r. kolejną podwyżkę akcyzy na paliwa, zwłaszcza na olej napędowy. W ciągu ostatnich 12 miesięcy jego cena we Francji wzrosła o 23%. Władze chcą w ten sposób skłonić kierowców do wymiany samochodów z silnikami diesla – we Francji szczególnie rozpowszechnionych (70% kupowanych nowych aut) – na droższe hybrydowe lub elektryczne. Wywołało to opór wielu mieszkańców małych miast i wsi, którzy musieliby ponieść koszty wymiany. Uczestnicy ruchu za pomocą mediów społecznościowych zmobilizowali się do masowego wyjścia na ulice. Pierwsza akcja, w sobotę 17 listopada, zgromadziła w całej Francji niemal 300 tys. osób.

Czy to początek szerszego antyrządowego ruchu społecznego?

Macron stanął w obliczu najpoważniejszego kryzysu swoich rządów, o czym świadczy zarówno masowy charakter protestów, jak i ich poparcie przez społeczeństwo (75%). Są one przejawem wzrastającego niezadowolenia społecznego z wciąż odczuwalnej stagnacji gospodarczej oraz rosnącej niechęci do stylu prezydenta Macrona, określanego jako arogancki. „Żółte kamizelki” to przykład ruchu społecznego, który organizuje się horyzontalnie bez wyraźnego przywództwa – poza związkami zawodowymi, partiami czy stowarzyszeniami, co może zwiastować powtarzalność tego typu oddolnych mobilizacji. Jednak, choć hasło „Macron do dymisji” pojawiało się najczęściej, nie odnotowano konkretnego zbioru postulatów ani prób zinstytucjonalizowania ruchu. Wydaje się mało prawdopodobne, by z protestów wyłonił się szerszy antyrządowy ruch.

Kto jest politycznym beneficjentem demonstracji „żółtych kamizelek”?

Protesty nie mają żadnej afiliacji politycznej, co jest jednym z powodów ich masowości. Powstrzymało to główne partie opozycyjne od próby wykorzystania ich do własnych politycznych celów. Francja Niepokorna i Republikanie dołączyli wręcz do protestujących. Jednak najwięcej może skorzystać na tych wydarzeniach Marine Le Pen, która usilnie zabiega o sympatię protestujących, respektując jednocześnie ich prośbę o nieangażowanie się bezpośrednie polityków – rozumie, że uczestnicy demonstracji to jej potencjalni wyborcy. Wśród nich jest dużo osób, które w poprzednich wyborach nie głosowały albo oddały nieważny głos. To dodatkowo motywuje Le Pen, aby przy okazji protestów zaprezentować się jako główna siła opozycyjna wobec Macrona. 

Czy Macron wycofa się z decyzji, które stały się przyczyną protestów?

W swoim przemówieniu z 27 listopada br. w reakcji na falę protestów Macron zdecydował się na uspokojenie sytuacji i wykazał się zrozumieniem dla społecznego sprzeciwu wobec reformy. Nazwał nawet protestujących „ofiarami” sytuacji społecznej. Jednocześnie  tłumaczył, że za 70% wzrostu cen paliw odpowiadają rosnące ceny ropy, które nie mają związku z wyższymi podatkami nakładanymi przez jego rząd. Prezydent nie zamierza wycofać się z podwyżek akcyzy paliwowej, ponieważ jest ona ważną częścią jego polityki klimatycznej. Zapowiedział jednak jeszcze większe uzależnienie wzrostu podatku od światowych cen ropy. Jednak zarówno kolejne protesty, jak i sondaże, według których aż 82% Francuzów popiera wycofanie się z podwyżki opodatkowania paliw, mogą zmusić Macrona do kolejnych ustępstw.

Czy demonstracje wpłyną na wybory do PE?

Przedłużające się protesty, cieszące się dużą sympatią Francuzów, osłabiają obóz rządzący i mogą spowodować kolejne spadki i tak już niskiego poparcia społecznego Macrona (20%). Jeżeli potwierdzi się, że Zjednoczenie Narodowe Le Pen – wyprzedzające w sondażach partię prezydencką (odpowiednio 21% do 19%) – skorzysta politycznie na fali protestów, uprawdopodobni to przegraną Macrona w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego. Porażka z Le Pen będzie tym dotkliwsza, że prezydent w kraju i za granicą występuje nie tylko jako główny promotor głębszej integracji europejskiej, ale również jako zwycięzca nad skrajnie prawicowym populizmem w wyborach prezydenckich i parlamentarnych z 2017 r. Oznaczałoby to przegraną aktualnej strategii kampanijnej Macrona przed wyborami do PE, polegającej na dzieleniu europejskich sił politycznych na „postępowców” (których chce on uosabiać) i „nacjonalistów”.