Negocjacje w sprawie brexitu po szczycie Rady Europejskiej
63/2017
23.10.2017
Szczyt Rady Europejskiej (RE) z 19–20 października br. miał dokonać oceny pierwszego etapu negocjacji w sprawie brexitu. Celem szczytu było przełamanie impasu negocjacyjnego poprzez otwarcie rozmów na temat przyszłych relacji Zjednoczonego Królestwa i UE. W tle toczy się rozgrywka o pozycję premier Theresy May na brytyjskiej scenie politycznej.

Jakie są dotychczasowe efekty negocjacji?

Odbyło się pięć rund rozmów. Przedmiotem sporu pozostają kwestie dotyczące wszystkich obszarów tematycznych pierwszego etapu negocjacji: wymiar brytyjskich należności wobec UE, prawo obywateli UE pracujących i mieszkających w Wielkiej Brytanii do apelacji do Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) po brexicie, a także rozwiązania techniczne granicy między Irlandią a Irlandią Północną. W generalnej ocenie UE nie dokonał się jeszcze „wystarczający postęp”, który uzasadniałby rozpoczęcie rozmów o przyszłych relacjach UE z Wielką Brytanią (tzw. drugi etap). Z kolei zdaniem Brytyjczyków postęp nie będzie możliwy bez znajomości docelowych rozwiązań. W rezultacie we wrześniu i październiku br. w rozmowach trwał impas.

Co postanowiła Rada Europejska podczas październikowego szczytu w odniesieniu do brexitu?

Przywódcy UE-27 zgodzili się z oceną  Michela Barniera, głównego negocjatora w sprawie brexitu z ramienia UE, że w rozmowach brak jest „wystarczających postępów”. Zadecydowali jednak o rozpoczęciu „wewnętrznej dyskusji przygotowawczej” nad porozumieniem w sprawie przyszłych relacji UE – Wielka Brytania. Oznacza to, że RE dąży do przełamania impasu w negocjacjach. Jest to konieczne, by podczas kolejnego szczytu w grudniu br. RE mogła sprawnie uchwalić mandat w zakresie drugiego etapu negocjacji. Wciąż obowiązuje warunek osiągnięcia „wystarczającego postępu” w pierwszym etapie. Decyzja RE tworzy wiarygodną perspektywę rozpoczęcia w styczniu 2018 r. rozmów na temat przyszłych relacji.

Czy opóźnienie negocjacji zachwieje pozycją polityczną Theresy May?

Piątkowa decyzja RE stanowi dla May niezbędne minimum do obrony jej strategii negocjacyjnej w oczach Brytyjczyków. Premier realizuje „centrową” wizję konsekwentnego brexitu, opartego jednak na porozumieniu z UE. Jest atakowana we własnych szeregach i przez opozycję, zarówno przez eurosceptyków, jak i przez zwolenników pozostania w UE. Jej przywództwo podważyła utrata w czerwcu br. samodzielnej większości w Izbie Gmin. Próbą nowego otwarcia wobec UE i na forum wewnętrznym był program przedstawiony we Florencji, którego poparcie wymogła na swoim gabinecie. Jego odrzucenie przez UE stanowiłoby dotkliwy cios dla polityki i przywództwa May. Prawdopodobną konsekwencją byłaby wówczas zmiana lidera torysów na zdeklarowanego eurosceptyka.

Od czego będzie zależało terminowe zamknięcie negocjacji brytyjsko-unijnych?

Kluczem będzie większa elastyczność stron i uznanie ograniczeń każdej z nich. Komisja prowadzi negocjacje w ramach mandatu RE. Każda zmiana strategii po stronie UE – choćby odejście od zasady warunkowości, znanej KE z negocjacji akcesyjnych z partnerami o słabszej pozycji – wymaga decyzji politycznej. Pozycję brytyjską usztywniają brak stabilnej większości parlamentarnej i podziały na tle brexitu przebiegające w poprzek partyjnych. Zmiana strategii May na bardziej albo mniej konfrontacyjną może zburzyć delikatną równowagę, od której zależy jej przywództwo. May popiera minimalistyczny kompromis z UE, a bezpośrednią alternatywą wobec rządu obecnej premier jest twardy eurosceptyczny rząd torysów. Jeżeli strony nie zamkną negocjacji w czasie przewidzianym w art. 50 TUE, brexit nastąpi bez porozumienia. Taki scenariusz byłby zapewne kosztowniejszy dla strony brytyjskiej, więc jego perspektywa mobilizuje brytyjskich zwolenników członkostwa w UE. Niemniej zdecydowana obrona brytyjskich „czerwonych linii” generuje wsparcie eurosceptyków.