Polska w niepewnym świecie
W pięciu częściach zamieszczono wybrane wykłady, eseje, publiczne wystąpienia w kraju i za granicą oraz prasowe wywiady ministra spraw zagranicznych (wcześniej sekretarza stanu w MSZ) z lat 2002-2005. W rozdziale Polska w niepewnym świecie (ukończonym we wrześniu 2006 r.) autor przedstawia główne problemy i wyzwania, które stoją przed Polską na początku XXI wieku. Kilka przykładów dyplomacji za zamkniętymi drzwiami znajdziemy we wstępie na ostateczny wynik rokowań mają bowiem niekiedy wpływ czynniki bardzo specyficzne bystrość umysłu i poczucie humoru uczestników rokowań oraz to wszystko, co określamy jako chemię w stosunkach międzyludzkich.
Spis treści
Od autora, czyli o dyplomacji inaczej
Polska w niepewnym świecie
I. Zmiany w środowisku bezpieczeństwa międzynarodowego
Bezpieczeństwo międzynarodowe czasu przemian
Bezpieczeństwo europejskie: determinanty pierwszej dekady XXI wieku
Rządy prawa i ład międzynarodowy
Działać czy nie działać w obliczu zagrożeń praw człowieka?
Stosunki transatlantyckie: Stany Zjednoczone a Europa
Przyszłość Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony.
Co nas łączy – co nas dzieli?
II. Nowe zagrożenia - nowe wyzwania.
Terroryzm - rakiety - broń jądrowa
Walka z terroryzmem: nowy priorytet wspólnoty transatlantyckiej
Z terroryzmem trzeba walczyć nie tylko bronią
Rakiety: nowe zagrożenie globalne i regionalne
Broń jądrowa: postulat całkowitego zakazu prób
Dyplomaci przed generałami
III. Instytucje międzynarodowe.
ONZ, Unia Europejska, Rada Europy, OBWE
Organizacja Narodów Zjednoczonych: nowe wyzwania – nowe zadania
Potrzebna reforma ONZ
Nowy Akt Polityczny dla Narodów Zjednoczonych na XXI wiek: poszukiwanie nowych odpowiedzi
Komplementarność europejskich instytucji bezpieczeństwa
Czy Unia Europejska potrzebuje Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony?
Przyszłość demokracji, praw człowieka i rządów prawa w Europie
Rada Europy: potrzeba zmian
Czy OBWE ma przyszłość?
IV. Świat i Polska:
determinanty polityki zagranicznej
Polska wobec problemów globalnych i regionalnych
Strategia bezpieczeństwa narodowego
Polska polityka zagraniczna wobec nowych zagrożeń i wyzwań
Polska a kształtowanie kooperatywnego bezpieczeństwa
RELACJE DWUSTRONNE
Dlaczego stawiamy na Stany Zjednoczone?
Rosja na progu XXI wieku. Ekshumacja czy reanimacja?
Rosja stoi przed wyborem
Czy jechać do Moskwy?
Sześćdziesiąta rocznica zakończenia drugiej wojny światowej z polskiej perspektywy
Wkład polskiego wywiadu do zwycięstwa nad III Rzeszą
Czy Rosja będzie z nami w NATO?
Polska–Ukraina w perspektywie rozszerzenia Unii Europejskiej
Ukraina jednoczy Polaków
Irak: gorzka lekcja
Może jesteśmy biedni, ale na pewno nie głupi
Przegrała arogancja elit
W polityce zagranicznej trzeba unikać gromkich deklaracji
Polityka zagraniczna: potrzebna jest ciągłość i zmiana
V. Ludzie i polityka
Jan Paweł II: orędownik tolerancji, pokoju i moralności w polityce
Leszek Kołakowski: myśliciel, filozof, pisarz
Rafał Lemkin: autor koncepcji zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa
Sukces niepowodzenia, czyli fenomen Michaiła Gorbaczowa
Każdy może być aniołem
VI. Historia a polityka zagraniczna
Instrumentalizacja historii: pamięć i polityka zagraniczna
Rola historii w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej
Bibliografia
Od autora, czyli o dyplomacji inaczej
Stosunki międzynarodowe i dyplomacja są postrzegane z reguły przez pryzmat oświadczeń politycznych, not dyplomatycznych, wielkich kongresów i spotkań na szczycie. Są to niejako wierzchołki gór lodowych, które opinia publiczna widzi i ocenia. Z natury rzeczy umyka uwadze to wszystko, co dzieje się poza światłami jupiterów, bez udziału mediów, za zamkniętymi drzwiami. Na ostateczny wynik rokowań mają niekiedy wpływ czynniki bardzo specyficzne – bystrość umysłu i poczucie humoru uczestników rokowań oraz to wszystko, co określamy jako „chemię” w stosunkach międzyludzkich. Podam kilka przykładów.
Jesień 2004 roku. Na Ukrainie wrze. 24 listopada prezydent Aleksander Kwaśniewski zaprasza mnie do Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu i informuje, że jest w stałym kontakcie z głównymi ukraińskimi politykami. Prosi przygotować pilny wyjazd do Kijowa, aby zapobiec ewentualnemu użyciu siły. Od wielu tygodni zwolennicy „pomarańczowej rewolucji”, którzy popierają Wiktora Juszczenkę i Julię Timoszenko, dają świadectwo odpowiedzialności i dyscypliny. Setki tysięcy ludzi demonstrują dzień i noc, na deszczu i mrozie. Domagają się – pokojowo – uznania zwycięstwa wyborczego Juszczenki i unieważnienia oficjalnie ogłoszonych sfałszowanych wyników wyborów. Samolot z polskim prezydentem ląduje 26 listopada na lotnisku w Kijowie. Udajemy się prosto do rezydencji Leonida Kuczmy na Zaspie. Rozmowy są nerwowe. Prezydent Ukrainy zaczyna od uwagi, że wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych też były sfałszowane. Po kilku godzinach Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udaje się nakłonić Leonida Kuczmę, aby pilnie zaaranżował w swoim pałacu spotkanie „okrągłego stołu” z udziałem głównych rywali – W. Juszczenki i Wiktora Janukowycza, a także prezydentów Polski i Litwy (A. Kwaśniewskiego i Valdasa Adamkusa); przedstawicieli Rosji (Borysa Gryzłowa i Wiktora Czernomyrdina), Unii Europejskiej (Javiera Solany), OBWE (Jana Kubiša) i Rady Europy. Nieużywany od kilku tygodni pałac jest wyziębiony. Po gorączkowych poszukiwaniach znaleziono stół, na którym postawiono jedynie wazę z pomarańczami. Nie było ani papieru, ani wody. Juszczenko rozejrzał się po sali i z melancholią odnotował: „Jeden na trzech” – Janukowycza wspiera Kuczma, po ich stronie jest również Gryzłow i Czernomyrdin. Polski prezydent wziął z wazy jedną z pomarańczy, rzucił w kierunku Wiktora Czernomyrdina, głośno wołając: „Chwytaj!” Potem zwrócił się do Juszczenki i powiedział: „Masz kolejnego zwolennika”. Wszyscy przyjęli to z rozbawieniem. Rozładowało to atmosferę. Przystąpiliśmy do rozmów, które w ostatecznym rachunku przyniosły to, na co czekała Ukraina i Europa – triumf prawdy i unieważnienie sfałszowanego wyniku wyborów. W przezwyciężeniu tego kryzysu odegraliśmy istotną rolę. Było to możliwe, ponieważ wszystkie odpowiedzialne siły polityczne w Polsce wspierały działania prezydenta. Pozyskał też zrozumienie Unii Europejskiej, Rady Europy i OBWE. Wreszcie, zaowocował autorytet Polski i wieloletnie zaangażowanie wszystkich polskich sił politycznych na rzecz ukraińskiej niepodległości.
Inne zdarzenie. W połowie grudnia 1992 roku zebrała się w Sztokholmie Rada Ministerialna Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Byłem wówczas dyrektorem Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem w Sztokholmie (SIPRI). Pół roku wcześniej, na wniosek ministra spraw zagranicznych RP Krzysztofa Skubiszewskiego, powierzono mi zadanie opracowania sposobu politycznego uregulowania konfliktu w Naddniestrzu. Po wizytach w Kiszyniowie i Naddniestrzu miałem przedstawić Radzie Ministerialnej – jako osobisty przedstawiciel przewodniczącego KBWE – wstępny raport dotyczący tej sprawy. Siedziałem między ministrami Polski i Rosji. Jako pierwszy głos zabrał Andriej Kozyriew, rosyjski minister spraw zagranicznych. Sięgnął do kieszeni, wyjął zmiętą kartkę i ku zaskoczeniu wszystkich oświadczył: „Nasze tradycje pod wieloma względami, jeśli nie całkowicie, związane są z Azją, i to wyznacza granice naszego zbliżenia z Europą Zachodnią”. Dodał, że Rosja nie będzie na obszarze byłego Związku Radzieckiego przestrzegać zasad i norm przyjętych w procesie KBWE. „Jest to obszar postimperialny – mówił Kozyriew – gdzie Rosja musi bronić swych interesów, używając wszelkich dostępnych środków, również wojskowych i ekonomicznych”. Konsternacja uczestników spotkania w Sztokholmie była całkowita. Przewodnicząca obradom, pani Margaretha af Ugglas, minister spraw zagranicznych Szwecji, zarządziła przerwę. Po powrocie do stołu obrad Kozyriew oświadczył: „Chciałbym uspokoić wszystkich obecnych na tej sali. Ani prezydent Jelcyn, który pozostaje przywódcą i gwarantem rosyjskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej, ani ja, jako minister spraw zagranicznych, nie zgodzilibyśmy się nigdy z tym, co przedstawiłem w swoim poprzednim wystąpieniu (…). Tekst, który wcześniej przeczytałem jest dość dokładną kompilacją żądań opozycji w Rosji i to nawet nie tej najbardziej radykalnej”. Uczestnicy obrad odetchnęli z ulgą.
Minęły lata. Okazało się, że rosyjskie stanowisko wobec byłych republik radzieckich, np. Gruzji, poszło dalej niż ostrzegawcze wystąpienie Kozyriewa, które tak zmroziło wówczas uczestników Rady Ministerialnej w Sztokholmie. Uświadomiłem to sobie zimą 2004 roku przy okazji kolejnej Rady Ministerialnej OBWE w Sofii. Jednak najbardziej autorytatywne wyjaśnienie nowej polityki Rosji uzyskałem podczas rozmowy prezydenta Władimira Putina z Aleksandrem Kwaśniewskim. Było to w końcu stycznia 2005 roku przy okazji uroczystych obchodów 60. rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau w pałacyku w pobliżu lotniska Balice pod Krakowem. Warto pamiętać, że to Związek Radziecki i Rosja nadawały w przeszłości KBWE, a następnie OBWE rolę głównej instytucji bezpieczeństwa. W odpowiedzi na moje pytanie o obecny stosunek Rosji do procesu z Helsinek prezydent Putin powiedział: „Mandat OBWE się wyczerpuje. Organizacja ta zajmuje się od kilku lat głównie mieszaniem się w nasze sprawy wewnętrzne. Nie zamierzamy na dłuższą metę wspierać takiej ewolucji. Znacznie poważniej traktujemy współpracę z NATO”.
W polityce zagranicznej i dyplomacji kontakty osobiste odgrywają rolę ważniejszą niż w każdej innej działalności. Zilustruję to na przykładzie swoich kontaktów z szefem brytyjskiego Foreign Office. Na okres, kiedy sprawowałem Urząd Ministra Spraw Zagranicznych przypadła brytyjska prezydencja w Unii Europejskiej. Tak się złożyło, że pierwszą rozmowę z Jackiem Strawem o stosunkach dwustronnych przeprowadziłem w Brukseli w kuluarach głównej siedziby Unii. Skorygowałem wówczas drobną nieścisłość w wywodzie Jacka Strawa w sprawie przygotowania polsko-brytyjskiej edycji dokumentów dotyczących współpracy naszych wywiadów w czasie drugiej wojny światowej. Jack spojrzał na mnie i zapytał: „Jest Pan tego pewien?” Zapewniłem, że tak i dodałem: „Jako polityk nie musi Pan znać szczegółów. Ja nie jestem politykiem i muszę być zawodowo przygotowany – również w sprawach drugorzędnych”. Jack Straw zareagował: „To ciekawe. Nikt mi do tej pory nie powiedział, że mam prawo nie być kompetentnym”.
W końcu stycznia 2005 roku spotkaliśmy się ponownie w czasie uroczystości w Oświęcimiu. Był mróz. Nie byłem odpowiednio ubrany i po kilku godzinach stałem w grupie przywódców blisko 60 państw całkiem odrętwiały. Drżałem z zimna. Jack Straw zauważył to, podszedł, wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza piersiówkę i poczęstował mnie whisky. Tym razem on był znacznie lepiej przygotowany. Innym razem Jack Straw przewodniczył – z uwagi na brytyjską prezydencję – posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych Unii, na którym do późnych godzin nocnych omawiano perspektywę negocjacji akcesyjnych z Turcją. Wybory i zmiana rządu w Polsce i w Niemczech sprawiły, że dla Joschki Fischera i dla mnie było to ostatnie posiedzenie z naszym udziałem. Jack Straw żegnał Joschkę Fischera, przypominając jego niekwestionowane zasługi dla procesu europejskiego. Był to oratorski majstersztyk: połączenie brytyjskiego humoru z wyrażeniem podzielanego przez nas wszystkich podziwu dla intelektu i politycznego rozumu Joschki. Laudacja w pełni zasłużona. Ku mojemu zaskoczeniu, Jack skierował również pod moim adresem wiele ciepłych, jakkolwiek niezasłużonych słów. Zaprosił mnie także do Londynu na kolację pożegnalną. Było to spotkanie w małym gronie z udziałem Javiera Solany, Joschki Fischera i kilku innych ministrów. Nie pamiętam, co podano do stołu, ale wysoki intelektualny poziom tej rozmowy pozostawił na mnie niezatarte wrażenie.
Inny przykład. W czasie dorocznej narady ambasadorów RP w lipcu 2004 roku otrzymałem pilną telefoniczną wiadomość: kanclerz Gerhard Schröder zaprasza polskiego prezydenta i kilka osób towarzyszących na kolację. Od pewnego czasu zabiegaliśmy o spotkanie kanclerza Niemiec z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim głównie z myślą, by zapowiedziany udział Schrödera w uroczystych obchodach 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego nie tylko miał charakter ceremonialny, lecz również ułatwił rozwiązanie kilku nabrzmiałych problemów w stosunkach polsko-niemieckich. Punktualnie o godz. 19.00 Gerhard Schröder witał polskich gości w drzwiach do Urzędu Kanclerskiego przy Willy Brandt Strasse 1. Następnie zaprosił do siebie, na najwyższe piętro. Z sali, w której nas podejmowano, drzwi prowadziły na obszerny taras, z pełną zieleni panoramą Berlina.
Prezydent Kwaśniewski zaczął od krótkiej prezentacji spraw podstawowych – politycznego tła i przyczyn wybuchu Powstania. Kanclerz Schröder taktownie przerwał ten wywód: „Drogi Aleksandrze, mam pełną świadomość, że zależy Ci na tym, abym nie pomylił Powstania Warszawskiego z wcześniejszym o rok Powstaniem w Getcie Warszawskim” (była to aluzja do błędu, który 10 lat wcześniej popełnił jeden z prominentnych niemieckich polityków). „Zapewniam Cię – kontynuował kanclerz – że wykonałem już pracę domową: przeczytałem książkę Normana Daviesa o Powstaniu Warszawskim i powołałem specjalny zespół historyków i prawników do przygotowania mojej wizyty na początku sierpnia w Warszawie”. Ta krótka wymiana zdań ułatwiła przejście do spraw trudnych. Efektem tej kolacji było oświadczenie kanclerza Niemiec złożone 1 sierpnia 2004 r. w Warszawie, zgodnie z którym „ani rząd federalny, ani żadna poważna siła polityczna w Niemczech nie popiera żądań indywidualnych, w przypadku gdyby zostały one jednak postawione. Stanowisko takie rząd federalny będzie reprezentował również przed sądami międzynarodowymi”. Było to istotne – w kontekście roszczeń wysuwanych wobec Polski przez niemieckich obywateli i Pruskie Powiernictwo. Zlecono też wybitnym prawnikom z Polski i Niemiec, by opracowali opinię prawną w tej sprawie. Rezultatem ich pracy była ogłoszona w listopadzie 2004 r. wspólna ekspertyza profesorów Jana Barcza (Polska) i Jochena Froweina (RFN). Ministrowie spraw zagranicznych obu rządów uzgodnili, że powołają swoich pełnomocników do spraw stosunków polsko-niemieckich: pełnomocnikiem polskiego ministra została profesor Irena Lipowicz, a niemieckiego – profesor Gesine Schwan. Była to jedna z najbardziej udanych i owocnych kolacji dyplomatycznych, w których zdarzyło mi się uczestniczyć. Niestety, późniejsza decyzja Schrödera w sprawie gazociągu z Rosji do Niemiec omijającego Polskę rzuciła cień na jego wcześniejszy pozytywny wizerunek w naszym kraju.
Kiedy piszę te słowa, przychodzą mi na myśl różne obrazy z francuskim ministrem Michelem Barnierem, z którym wspólnie z prezydentem Warszawy Lechem Kaczyńskim odsłaniałem pomnik generała de Gaulle’a u zbiegu ulicy Nowy Świat i Alei Jerozolimskich; z Condoleezzą Rice, którą poznałem, kiedy przewodniczyła Narodowej Radzie Bezpieczeństwa; z Richardem Armitage’em, zastępcą sekretarza stanu Colina Powella, z którym inaugurowałem w Juracie Polsko-Amerykański Dialog Strategiczny; z Ursulą Plassnik, ministrem spraw zagranicznych Austrii, którą poznałem jako początkującą adeptkę sztuki dyplomacji. Zwracała na siebie uwagę nie tylko urodą i blisko dwumetrowym wzrostem. Górowała nad wieloma kolegami inteligencją, kompetencją i intelektualnymi horyzontami. Kiedy w 2006 roku Austria przejęła prezydencję w Unii, walory umysłu i charakteru Ursuli doceniła cała Europa.
Nie piszę wspomnień dyplomatycznych, ale chciałbym odnotować jeszcze jedno zdarzenie. W rok po przedstawieniu w Krakowie przez prezydenta USA George’a W. Busha Inicjatywy na rzecz Bezpieczeństwa poprzez przeciwdziałanie proliferacji (PSI) zorganizowaliśmy w Krakowie wielką dyplomatyczną konferencję z udziałem wszystkich państw, które przystąpiły do PSI. Zebrało się ponad 500 dyplomatów i ekspertów. Sala Teatru im. J. Słowackiego, w której toczyły się obrady, była przepełniona. Zależało nam, aby w Krakowie przyłączyła się do tej inicjatywy Rosja. Z wieczornej rozmowy z rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych wnosiłem, że Rosja nie jest przeciwna tej idei, ale rosyjskie MSZ wolało, by decyzję tę ogłosił prezydent Putin. Zapewniłem swego rozmówcę, że zachowamy w tej sprawie dyskrecję. Zaproponowałem, by otwarcie konferencji nastąpiło pod ziemią, w największej sali kopalni soli w Wieliczce. 31 maja 2004 roku w przemówieniu inauguracyjnym powiedziałem: „W okresie utraty niepodległości mieliśmy w Polsce długą tradycję podziemnej konspiracji przeciwko Rosji. Dziś otwieram pierwsze podziemne spotkanie wspólnie z Rosją na rzecz bezpieczeństwa i nieproliferacji”. Wszyscy uczestnicy spotkania, łącznie z Rosjanami, przyjęli to wystąpienie z poczuciem humoru i nagrodzili je długą owacją…
Jeszcze jeden przykład. W rok po wejściu Polski do Unii postanowiłem w czerwcu 2005 roku zaprosić do Warszawy na doroczną naradę ambasadorów RP ministrów spraw zagranicznych Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. W moim zamierzeniu ich spotkanie z szefami wszystkich polskich przedstawicielstw za granicą z natury rzeczy miałoby wymiar symboliczny i medialny. Miało bowiem potwierdzać, że Polska jest już integralną częścią unijnej wspólnoty państw. W naszych intencjach była też pewna wartość dodana. Mianowicie był to moment, kiedy Wielka Brytania przejmowała prezydencję w Unii i wtedy właśnie doszło do poważnego napięcia w stosunkach brytyjsko-francuskich na tle negocjowanej Nowej Perspektywy Finansowej. Anglicy postulowali zmianę Wspólnej Polityki Rolnej i zniesienie lub przynajmniej zmniejszenie bezpośrednich dotacji dla rolników, natomiast Francuzi, popierani przez kilka innych państw, proponowali zniesienie brytyjskiego rabatu, który przed laty uzyskała Margaret Thatcher. Między Paryżem a Londynem iskrzyło. Sądziłem, że spotkanie francuskiego i brytyjskiego ministra w Warszawie przy okazji narady polskich ambasadorów trochę rozładuje napiętą atmosferę. Zapewne tak by się stało, gdyby nie krótka informacja o tym spotkaniu opublikowana w polskiej prasie przez jednego z dziennikarzy. Warunkiem powodzenia naszych zamiarów było zachowanie pełnej dyskrecji. Po ukazaniu się notatki prasowej spędziłem cały dzień w Brukseli, wyjaśniając, przepraszając i namawiając naszych partnerów, by nie odwoływali swej wizyty. Podeszło też do mnie kilku ministrów innych państw z pytaniem, dlaczego ich nie zaprosiłem. Tłumaczyłem jakie były kryteria: Polska, Niemcy i Francja tworzą Trójkąt Weimarski, a Wielka Brytania objęła prezydencję w Unii. Ostatecznie nowo mianowany francuski minister spraw zagranicznych, lekarz z zawodu, zgodził się przyjechać, jednak pod warunkiem, że nie spotka się ze swoim brytyjskim kolegą. Musieliśmy wobec tego tak zaplanować wystąpienia naszych gości, aby nie doszło między nimi do przypadkowego kontaktu. Żaden z nich nie uwierzyłby, że był to przypadek. W sumie, całe zdarzenie jest warte przypomnienia tylko dlatego, że pokazuje, jak często wielki wysiłek organizacyjny (bo nie jest sprawą prostą w krótkim czasie zebrać ministrów spraw zagranicznych kilku mocarstw, ich kalendarz bowiem z reguły jest wypełniony zobowiązaniami z wyprzedzeniem na kilka miesięcy) jest marnowany w wyniku niedyskrecji lub niekontrolowanego przecieku do prasy. Często w dyplomacji mamy też do czynienia z przeciekami kontrolowanymi. Ale to już, jak powiedziałby Kipling, zupełnie inna historia…
Jedno z ostatnich zdarzeń, które chciałbym odnotować, wiąże się z zaproszeniem, które otrzymałem od kardynała Cerkwi Greckokatolickiej na Ukrainie Lubomyra Huzara. Uczestniczyłem w uroczystościach religijnych poświęconych męczeńskiej śmierci na Majdanku Ojca Omelana Kowcza. Był on przed wojną proboszczem parafii w Przemyślanach koło Lwowa – mieście, w którym się urodziłem. Stałem w tłumie wiernych pod murem klasztoru w Uniowie, gdy usłyszałem, że kardynał Huzar prosi, abym zabrał głos. Mówiłem ze stóp ołtarza w klasztorze, w którym spędziłem wczesne dzieciństwo i kilka powojennych lat. Nigdy nie sądziłem, że dane mi będzie wyrazić wdzięczność wielkim hierarchom Kościoła Unickiego braciom Szeptyckim – Metropolicie Andrzejowi i Archimandrycie Klemensowi – za wszystko, co uczynili w czasie drugiej wojny światowej dla ratowania życia dzieci polskich, ukraińskich i żydowskich od niechybnej zagłady.
Minął rok od zakończenia mojej misji ministra spraw zagranicznych RP sprawowanej od 5 stycznia do końca kadencji rządu Marka Belki, czyli ostatniego dnia października 2005 roku. Do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych po 12 latach kierowania Międzynarodowym Instytutem Badań nad Pokojem w Sztokholmie zaproszony zostałem w listopadzie 2001 roku. Pełniłem kolejno funkcje podsekretarza, a następnie sekretarza stanu. Wcześniej zostałem powołany w skład prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W ramach wewnętrznego podziału pracy odpowiadałem w MSZ za problematykę bezpieczeństwa oraz stosunki dwustronne ze Stanami Zjednoczonymi. Z natury rzeczy sprawowałem też później nadzór nad całością prac resortu i funkcjonowaniem polskich przedstawicielstw za granicą. W ciągu tych czterech lat mógłbym odnotować kilka znaczących dla polskiej polityki zagranicznej sukcesów. Ale były też niepowodzenia.
Czytelnikowi pozostawiam ocenę, które z zamierzeń sygnalizowanych w wystąpieniach i publikacjach zamieszczonych w tym tomie udało się zrealizować, a które można zaliczyć do niespełnionych oczekiwań.
Prezentowany wybór jest próbą uporządkowania materii złożonej z wykładów, esejów, publicznych wystąpień w kraju i za granicą oraz prasowych wywiadów. Ma on charakter autorski; wyjątkiem jest przedstawiona w Sejmie w styczniu 2005 roku informacja na temat polityki zagranicznej, która z natury rzeczy jest dokumentem rządowym. Exposé ministra z reguły jest wynikiem pracy zespołowej. Wiele tekstów jest publikowanych po raz pierwszy. Najstarszy esej: Rosja na progu XXI wieku: Ekshumacja czy reanimacja? ukazał się na łamach „Tygodnika Powszechnego” (z 10 czerwca 2001 r.). Rozdział wstępny: Polska w niepewnym świecie, został ukończony we wrześniu 2006 roku. Jest to próba syntetycznego ujęcia głównych problemów i wyzwań, które stoją przed Polską w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Zamieszczone w tomie materiały nie są ułożone w porządku chronologicznym. Obejmują one sześć kręgów tematycznych:
- Zmiany w środowisku bezpieczeństwa międzynarodowego. Nowe zagrożenia – nowe wyzwania (w istocie są to teksty dotyczące głównie terroryzmu, rakiet i broni jądrowej).
- Instytucje międzynarodowe (ONZ, Unia Europejska, Rada Europy i OBWE).
- Determinanty polskiej polityki zagranicznej (problemy globalne, regionalne i relacje dwustronne).
- Ludzie i polityka (w tej części znalazły się eseje i wystąpienia poświęcone Janowi Pawłowi II, Leszkowi Kołakowskiemu, Rafałowi Lemkinowi i Michaiłowi Gorbaczowowi).
- Historia a polityka zagraniczna (są to dwa teksty o roli historii w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej).
Moją intencją było ułatwić Czytelnikowi poruszanie się w złożonej materii stosunków Polski ze światem zewnętrznym i rozpoznanie tego, co było w polskiej polityce priorytetem, a co miało charakter drugorzędny. Chciałem, by drzewa nie przesłaniały całej panoramy lasu. W zalewie informacji na temat różnych międzynarodowych wydarzeń oraz dokumentów, wizyt, konferencji oraz wystąpień polskich i zagranicznych polityków często zaciera się czytelność intencji i motywów. Utrudnia to zrozumienie i dostrzeganie linii przewodnich, które wyznaczają możliwości i granice realizacji polskiego interesu narodowego.
Do zamieszczonych w zbiorze tekstów nie wprowadzono żadnych zmian merytorycznych. Część tekstów – przygotowana po angielsku – została przetłumaczona dla potrzeb tego zbioru. W kilku przypadkach (dotyczy to zwłaszcza wywiadów prasowych) skróty były konieczne, by uniknąć powtórzeń i uwzględnić ograniczenia związane z objętością tomu. Czytelnik może ocenić, na ile argumenty przedstawione w momencie podejmowania określonych decyzji zachowały swoją wartość po kilku latach. Zamieszczone zdjęcia ilustrują zdarzenia i sytuacje, spotkania i rozmowy, które są przedmiotem analizy w prezentowanej książce. (...)
Recenzje:
Jerzy Haszczyński, Dyplomata, gawędziarz, analityk, "Rzeczpospolita", 6 marca 2007 r.
Ryszard Stemplowski, Ekspert w niepewnym świecie, "Tygodnik Powszechny", 25 marca 2007 r.
"Stosunki Międzynarodowe", nr 48-49, marzec-kwiecień 2007
Przemysław Grudziński, "Sprawy Międzynarodowe", nr 2/2007
Adam Redzik, "Palestra", nr 5-6/2007