Jak zmieniło się NATO od 1999 roku

01.08.2024

Robert Pszczel

Jak zmieniło się NATO od 1999 roku. Próba bilansu

Rok 1999 był przełomowy dla bezpieczeństwa Polski. To wtedy stała się ona członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, najlepszej polisy ubezpieczeniowej dostępnej dla państw europejskich. Proces integracji zaowocował szeregiem lekcji, ważnych i aktualnych nie tylko dla Polski, ale także dla krajów aspirujących (w tym Ukrainy)[1].

Dzisiaj, tuż po szczycie NATO w Waszyngtonie , przypadającym na 75-lecie powstania Sojuszu, warto pokusić się o dokonanie bilansu zmian, jakie zaszły w organizacji w ciągu 25 lat.

NATO 25 lat później – to samo, ale inne

Z punktu widzenia polskich interesów zmiany w Sojuszu można podzielić na trzy kategorie.

Pierwsza obejmuje adaptacje i nowe rozwiązania zasługujące na pozytywną ocenę. Druga zawiera błędy lub zaniechania, których można było uniknąć (w całości bądź częściowo) po 1999 r. Trzecia odnosi się do tych przemian, z których jednoznaczną oceną należy się jeszcze wstrzymać.

Więcej znaczy lepiej

To, że 25 lat temu NATO liczyło 16 członków, a dzisiaj jest ich 32, ewidentnie należy zaliczyć do plusów. Jest to świadectwo przede wszystkim sukcesu politycznego i atrakcyjności Sojuszu.

Z jednym znaczącym wyjątkiem (Węgry – o czym więcej później) wszyscy nowi członkowie od 1999 r. zasadniczo zdali test wiarygodności sojuszniczej. Przystępując do NATO, musieli zaakceptować mniejszą lub większą cenę członkostwa. Macedonia Północna musiała zgodzić się na zmianę nazwy kraju. Kraje wschodniej flanki Sojuszu (w tym Polska i państwa bałtyckie) zostały zmuszone do przyjęcia nierealistycznej w ich mniemaniu oceny politycznej ówczesnych perspektyw partnerstwa z Federacją Rosyjską, włączając zapisy Aktu Stanowiącego NATO–Rosja, ograniczające sojuszniczą obecność obronną na ich terytorium.

Nowi członkowie uczestniczyli aktywnie w większości misji operacyjnych NATO. Ich wkład – począwszy od operacji na Bałkanach, poprzez misję stabilizacyjną w Afganistanie, ale także misje szkoleniowe w Iraku czy operacje na morzu – stanowi wartość dodaną dla Sojuszu. Polska stała się krajem kluczowym dla bezpieczeństwa flanki wschodniej oraz programu wsparcia Ukrainy podczas rosyjskiej agresji. Estonia jest wiodącym ekspertem w NATO na polu obrony cyberprzestrzeni. Czechy koordynują niezwykle ważny projekt pozyskiwania amunicji dla Kijowa. Najnowsi członkowie – Finlandia i Szwecja – natychmiast pomnożyli zdolności obronne NATO na północnej flance, zwłaszcza na Bałtyku.

Przykłady można mnożyć, ale wniosek ogólny jest prosty. Zakotwiczenie 16 nowych państw w NATO nie tylko poprawiło znacząco ich stan bezpieczeństwa, ale także sprawiło, że Sojusz jest większy i silniejszy, z nowymi możliwościami działania. To daje mu więcej atutów w grze o skuteczną reakcję na wyzwania rzucane przez Rosję i inne kraje w celu podważenia międzynarodowego ładu i bezpieczeństwa, którego broni NATO. Bez nowych członków byłaby to anachroniczna organizacja, pozbawiona wewnętrznej dynamiki i mandatu do mobilizacji świata zachodniego na polu twardego bezpieczeństwa.

NATO jako aktywny strażnik ładu światowego

Nieudolne zakończenie misji stabilizacyjnej w Afganistanie w 2021 r. przez Sojusz jest często przedstawiane jako dowód na to, że zaangażowanie się w szereg misji ekspedycyjnych (poza swoim mandatowym terytorium) przez NATO było błędem strategicznym. Krytycy twierdzą, że była to jedynie kosztowna dystrakcja, a organizacja powinna zajmować się wyłącznie sprawami mającymi związek z art. 5.

Moim zdaniem jest to opinia nieuzasadniona. Gdyby NATO nie podjęło wyzwania stabilizacji Bałkanów, nie udzieliło zdecydowanego poparcia antyterrorystycznej operacji USA w Afganistanie (gdzie de facto zostały przygotowane ataki na Stany Zjednoczone 11 września 2001 r.) lub odmówiło włączenia się do walki z terroryzmem i piractwem, reputacja Sojuszu mogłaby nieodwracalnie ucierpieć. Podważyłoby to fundamenty realizacji zadań dotyczących kolektywnej obrony.

Jednocześnie, w zgodnej opinii państw członkowskich i aparatu NATO, istniało przekonanie (powtarzane w kolejnych dokumentach programowych, takich jak koncepcje strategiczne), iż w dającej się przewidzieć przyszłości nie pojawi się poważne zagrożenie militarne dla Sojuszu. Wydaje się, że do 2008 r. (kiedy nastąpiła rosyjska inwazja na Gruzję) diagnoza ta miała pokrycie w realiach. NATO mogło sobie pozwolić na aktywność operacyjną w różnych regionach, nie zaniedbując zadania potencjalnej ochrony swojego terytorium.

Z kolei poparcie społeczne dla Sojuszu zawsze musi się wiązać z przekonaniem podatników, że organizacja zajmuje się aktualnymi wyzwaniami. A te przez wiele lat ogniskowały się wokół wyzwań takich jak konflikty na Bałkanach, międzynarodowy terroryzm, piractwo czy rozbójnicze działania takich krajów jak Irak czy Libia. Nie było żadnej innej organizacji, która mogła podjąć się rozwiązania tych problemów z użyciem instrumentów wojskowych.

Zaangażowanie NATO na Bałkanach doprowadziło do zakończenia krwawego konfliktu. Nie przekształciło regionu w Szwajcarię, nie pogrzebało też wszystkich drzemiących w nim demonów konfliktu. Ale stworzyło szanse na pokojowy rozwój dla takich miejsc jak Kosowo czy Bośnia i Hercegowina, nie mówiąc o Chorwacji czy Macedonii Północnej, które z krajów będących stroną wojny stały się członkami Sojuszu.

Operacje i misje NATO (część z nich trwa do dziś) przetestowały skutecznie umiejętności organizacyjne i koordynacyjne NATO. To niebagatelne osiągnięcie, zwłaszcza że NATO wygrało konfrontację z Układem Warszawskim bez jednego wystrzału. Na operacjach militarnych Sojuszu w ostatnich 25 latach wyszkoliło się całe pokolenie wojskowych wszystkich państw członkowskich. NATO, angażując siły i środki na misje ekspedycyjne, adaptowało i doskonaliło swoje procedury, dostosowywało struktury, mobilizowało kraje członkowskie (i partnerskie) do działania i współpracy. A w 2001 r. zdobyło się błyskawicznie na aktywizację art. 5 traktatu waszyngtońskiego – czego nie zrobiło nawet podczas zimnej wojny. To istotna wartość dodana minionych lat.

Pożegnanie ze strategicznymi iluzjami

Gdy Polska wstępowała do NATO, ówcześni sojusznicy zdawali się „żyć piękną chwilą”, korzystając z dywidendy pokoju po rozpadzie ZSRR i Układu Warszawskiego. Kooperatywne bezpieczeństwo miało zastąpić stan konfrontacji. Większość energii i uwagi politycznej kierowano na budowę relacji z Rosją, w której upatrywano strategicznego partnera na przyszłość. Wiara w ten swoisty dobrostan wiązała się też z wielkimi nadziejami na transformację stosunków międzynarodowych poprzez kontrolę zbrojeń, uczciwą przejrzystość na polu potencjałów wojskowych, a nawet rozbrojenie.

Dla nowych członków, zwłaszcza graniczących z Rosją, ten strukturalny optymizm początkowo wydawał się atrakcyjny. Społeczeństwa państw byłego Układu Warszawskiego też chciały wierzyć, że potencjał masowego zła, który szczególnie krwawo dotknął kraje nieleżące na zachodzie Europy, już się wyczerpał.

Ale wiara w koniec historii okazała się złudna. W wielu stolicach po obu stronach Atlantyku starano się jednak zaklinać rzeczywistość, nawet po przemówieniach Putina w Bukareszcie na szczycie NATO–Rosja, gdy określił Ukrainę jako sztuczny twór, i w Monachium, gdy wyraził chęć konfrontacji z Zachodem. Potem zaś przeszedł do czynów, używając siły zbrojnej do ataku na Gruzję. Reakcją była niestety apatia i kontynuacja – za wszelką cenę – „trudnego partnerstwa”. Polityka NATO, mimo swojej siły i masy atutów w rękach sojuszników (politycznych, ekonomicznych i nadal wojskowych), zaczęła odrywać się od rzeczywistości.

Dlatego tak kluczowe dla powrotu NATO na właściwą ścieżkę było zaakceptowanie – stopniowe, ale jednoznaczne – nowej, niebezpiecznej rzeczywistości. A co najważniejsze: wypracowanie, krok po kroku, właściwej odpowiedzi na nie. Po bezprecedensowych atakach cybernetycznych na Estonię w 2007 r. NATO bardzo szybko przyjęło nową strategię obrony cyberprzestrzeni. Nie zabrakło też refleksu w zdiagnozowaniu zagrożeń o charakterze hybrydowym. Gdy sytuacja tego wymagała, Sojusz włączył się do koalicji stawiającej czoła terrorystom z Państwa Islamskiego. Z oporami, ale jednak przyjęto do wiadomości erozję systemu porozumień kontroli zbrojeń – włączając traktaty CFE i INF, w które zainwestowano tak wiele nadziei i energii.

Powrót do korzeni kolektywnej obrony

Dramatyczna przemiana mogła nastąpić, gdy NATO otrząsnęło się z mgły iluzji i zaakceptowało realne zagrożenia. Sojusz wrócił wtedy do swoich prawdziwych korzeni. Najważniejszym elementem tego powrotu było zerwanie tabu w zakresie podstawowych elementów kolektywnej obrony. Wreszcie rozpoczęto ponownie ćwiczenia polowe testujące scenariusze zbrojnego ataku na Sojusz, ostatnie („Steadfast Defender”) było największe od końca lat 80. Warto pamiętać, że jeszcze do połowy ubiegłej dekady część stolic blokowała takie ćwiczenia, uważając je za potencjalną prowokację wobec Rosji.

Po latach redukcji poziomu obecności wojsk amerykańskich w Europie odwrócono tę tendencję – z ok. 60 tys. żołnierzy poziom ten wzrósł do ok. 100 tys. Pojawiła się wreszcie obecność rotacyjna (ale w praktyce można ją już traktować jak permanentną) wojsk sojuszniczych na wschodniej i południowej flance NATO. Zwiększono intensywność natowskich patroli powietrznych, w tym lotów rozpoznawczych. Przełamano wcześniejsze opory i na szczycie w Wilnie w 2023 r. przyjęto regionalne i szczegółowe plany obronne z prawdziwego zdarzenia, częściowo zwiększając uprawnienia dowódcze SACEUR-a. Konkretne jednostki i grupy bojowe wiedzą, gdzie musiałyby walczyć w obronie innych państw, gdyby zaszła taka potrzeba. To jest przełom, na który nowe państwa członkowskie (w większości najbardziej narażone na konflikt) czekały od 1999 r.

Prawdziwych partnerów poznaje się w biedzie

Procentuje dzisiaj również praca włożona przez sojuszników w kultywowanie partnerskich związków, zarówno w Europie, jak i daleko poza jej granicami. W sytuacji gdy państwa takie jak Rosja czy Chiny doprowadziły kluczowe instytucje międzynarodowe – RB ONZ i OBWE – do stanu decyzyjnej impotencji, relacje te mają znaczącą wartość polityczną. Partnerstwa poszerzyły wachlarz aktorów potencjalnie wspierających politykę Sojuszu. Aktywny udział Finlandii i Szwecji w programach współpracy z NATO (znacząco zaktywizowany w 2014 r. po aneksji Krymu) przygotował je do szybkiej integracji w Sojuszu po decyzji o ubieganiu się o członkostwo. Indywidualne programy partnerskie, dopasowane do preferencji państw Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, pomogły w koordynacji działań na polu walki z terroryzmem. Nie jest dziełem przypadku, iż oprócz samych członków NATO w pomocy wojskowej na rzecz Ukrainy koordynowanej przez tzw. grupę Ramstein (pod kierownictwem USA) uczestniczy większość partnerów Sojuszu z całego świata.

Znakomitym przykładem efektywności partnerskich więzi jest rosnące zaangażowanie geograficznie odległych od Europy partnerów z regionu Indo-Pacyfiku (tzw. AP4, czyli Australia, Japonia, Republika Korei, Nowa Zelandia) w bezpieczeństwo europejskie. Pokazują to znaczące kontrakty zbrojeniowe, realna pomoc na rzecz Ukrainy, a nawet wsparcie operacyjne (m.in. środki rozpoznania) na wschodniej flance.

Błędy i zaniechania – wysoki koszt zaniedbań

Lista pozytywnych zmian, jakie dokonały się w NATO, jest długa, mocna i przekonująca dla oceny jakości Sojuszu. Wykaz błędów jest jednak także znaczący. Na czoło, z punktu widzenia Polski, wysuwają się trzy problemy.

Po pierwsze, mimo iż NATO przekierowało w końcu swój kurs w stronę prawdziwych priorytetów obronnych, utraconego czasu nie da się łatwo nadrobić. Od zakończenia zimnej wojny aż do połowy ubiegłej dekady Sojusz poświęcał zbyt wiele swojej politycznej energii na realizację koncepcji kooperatywnego bezpieczeństwa kosztem kolektywnej obrony. Konsumowanie dywidendy pokoju trwało w najlepsze, budżety na obronę cięte były do bólu, topniały w oczach rezerwy amunicji, nie inwestowano zbyt wiele w nowy sprzęt. To był błąd wielu państw europejskich, które zdaniem byłego sekretarza generalnego NATO, Jaapa de Hoop Scheffera, zafundowały sobie „strategiczne wakacje”[2]. Naiwnie i krótkowzrocznie liczyły na to, że w nieskończoność można cedować odpowiedzialność za bezpieczeństwo na Stany Zjednoczone, produkcję przemysłową na Chiny, a dostawy energii na Rosję.

Przebudzenie z tego snu było bolesne. Nowa polityka udowodniła, że o ile dostawy energetyczne da się w miarę szybko zdywersyfikować, to przywrócenie zdolności produkcyjnych jest trudniejsze i wymaga znaczących wysiłków. Natomiast zastąpienie potencjału amerykańskiego na polu twardego bezpieczeństwa Europy wydaje się karkołomnie skomplikowane, a w krótkim terminie wręcz niemożliwe[3].

Zmiany w dobrym kierunku, ale zbyt wolne

To ostatnie kryterium pilności jest fundamentalne. NATO – i cały Zachód – musi podejmować wyzwania rzucone przez dwa mocarstwa nuklearne (wraz z grupą popleczników) tu i teraz, a nie w odleglej przyszłości. Wciąż bez dobrych odpowiedzi pozostaje dziś wiele kluczowych pytań. Poniżej kilka z nich.

Każdy tydzień bez dostaw sprzętu i amunicji (państwa NATO dostarczają 99% tej formy pomocy) ma znaczenie na froncie ukraińskim – a jak je zapewnić, gdy zdolności produkcyjne są nadal ograniczone, nie słabnie zaś uzależnienie od systemu łańcucha dostaw krytycznych elementów, w którym pozycja państw NATO jest słaba?

Czy odstraszanie nuklearne Sojuszu w obecnym kształcie jest wystarczająco wiarygodne jako odpowiedź na nuklearny szantaż Kremla, a tym bardziej dla udaremnienia próby agresji na jego terytorium w dobie dyktatorów skłonnych do podejmowania dużego ryzyka?

Jak zapewnić szybki wzrost wydatków na obronę do średniego poziomu 3% PKB – poziomu, który był jednym z fundamentów sukcesu NATO w okresie zimnej wojny? Jest oczywiście postęp w tej kwestii, ale problem polega na tym, że zagrożenie rośnie jeszcze szybciej[4].

Jak europejscy sojusznicy wyobrażają sobie zastąpienie kluczowych zdolności wojskowych i logistycznych, które dzisiaj zapewniają nam USA, skoro w momencie wybuchu konfliktu o Tajwan na Indo-Pacyfiku każda administracja amerykańska będzie zmuszona przenieść tam istotną część swoich zasobów?

Z odpowiedziami na te pytania nie można dłużej zwlekać. Szczyt NATO w Waszyngtonie nie rozwiązał w pełni tego problemu.

Krucho z dyscypliną

Po drugie, NATO po 1999 r. nie radzi sobie w pełni z problemem dyscypliny wewnętrznej. Wymóg konsensusu jest właściwą formułą dla procesu decyzyjnego NATO, co stwarza pokusę postaw egoistycznych.

Ale skuteczne funkcjonowanie organizacji wymaga wysokiego poziomu solidarności. Do 1999 r. dosyć skutecznie rolę instancji dyscyplinującej odgrywał Waszyngton. Od pewnego czasu Stany Zjednoczone preferują jednak głównie miękką dyplomację w ramach NATO. Nieuchronnie zachęca to niektóre państwa do lekceważenia wymogu realizacji uzgodnień, a w skrajnym przypadku do swoistego szantażu wobec innych sojuszników. To m.in. z powodu braku zdecydowanych nacisków USA najbogatsze kraje G7 (Włochy, Kanada, Niemcy) przez wiele lat nie zbliżyły się nawet do zadeklarowanego w 2014 r. poziomu wydatków na obronę (2% PKB). Konsekwencją jest obecny brak wystarczających sił i zdolności europejskich do realizacji uzgodnionych planów obronnych.

Amerykańska wyrozumiałość pośrednio zachęciła Turcję do stosowania na niespotykaną skalę polityki weta różnych kluczowych decyzji, aby wymusić inne korzystne dla siebie porozumienia. Ankara używała tej taktyki m.in. do blokowania kandydatury Andersa Fogha Rasmussena na stanowisko sekretarza generalnego, w sprawie Dialogu Śródziemnomorskiego (ze względu na spór z Izraelem), a ostatnio do opóźnienia akcesji Szwecji. Gorsze jest to, że od pewnego czasu pałeczkę głównego hamulcowego przejęły Węgry. Budapeszt, niegdyś jeden z pupilów procesu rozszerzenia, pod rządami Orbána często nie tylko mówi językiem Kremla (zwłaszcza na temat Ukrainy), ale też otwarcie kontestuje i blokuje ważne decyzje pozostałych sojuszników, zwłaszcza te dotyczące Ukrainy. Do tej pory nie zmierzono się z tym problemem na poważnie.

Wkład nowych państw doceniany – deklaratywnie

Po trzecie, taka nielojalna postawa nie tylko grozi częściowym paraliżem procesu decyzyjnego i zagraża tak potrzebnej jedności Sojuszu. Przeszkadza ona również w spełnieniu uzasadnionych oczekiwań nowych państw członkowskich co do odgrywania większej roli w organizacji, zarówno w sensie strukturalnym (wystarczy spojrzeć na nikłą obecność cywilnych i wojskowych elementów NATO na wschodniej flance – np. brak przedłużenia nitek rurociągów NATO na wschód czy znaczących dowództw operacyjnych NATO na wschodniej flance), jak i personalnym (obywatele tych państw są nadal słabo reprezentowani w instytucjach Sojuszu).

Jest to też część szerszego problemu lekceważenia państw takich jak Polska przy okazji nieformalnych konsultacji (zwykle w tym samym wąskim gronie) na temat polityki NATO wobec Rosji i Ukrainy, potrzebnych zmian w postawie nuklearnej, a nawet wyboru nowego sekretarza generalnego. Przetestowana lojalność nowych sojuszników, ich znaczące nakłady na obronność, a także udowodniona przez ostatnie dwadzieścia lat lepsza od innych znajomość sytuacji na wschodzie kontynentu zbyt często nie mają znaczącego przełożenia na politykę NATO. Przykładem jest uporczywe odmawianie wypowiedzenia wspomnianego porozumienia z Rosją. Samo przysłowiowe klepanie po plecach na nikim nie robi już wrażenia, wręcz irytuje.

Tak dochodzimy do tych przemian w NATO, który dzisiaj, z różnych powodów, nie poddają się łatwo jednoznacznej ocenie. Skoncentruję się na dwóch punktach.

Współpraca NATO z Unią Europejską – postęp i wyzwania

Ten wybór może trochę zaskakiwać. Prawdą jest, że rozwój współpracy NATO i UE, dwóch organizacji kluczowych dla bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu Europy, jest wielką wartością dodaną. O NATO i Unii przez wiele lat mówiło się, że są stworzone do tego, by się uzupełniać. NATO zapewnia twarde, kolektywne bezpieczeństwo, zespalając unikalne zasoby i siłę Stanów Zjednoczonych z różnorodnym potencjałem europejskich sojuszników i Kanady na rzecz realizacji wspólnych celów i wartości. Dzięki temu Unia wciąż rozwija swój projekt integracyjny, stabilizując cały kontynent i stwarzając europejskim sojusznikom podstawy do solidnego partnerstwa na całym obszarze euroatlantyckim.

Przez dłuższy okres ten potencjał synergii NATO i Unii był wykorzystywany tylko w niewielkim stopniu. W ostatnich latach wspólne deklaracje polityczne przekuto na konkretną współpracę – m.in. w zakresie wspomagania operacyjnego, wymiany informacji, częściowo walki z dezinformacją (nawet jeśli walka ta w dużym stopniu i tak sprowadza się raczej do diagnozy niż do skutecznych działań) i analizy zagrożeń hybrydowych.

Co więcej, Unia po raz pierwszy wkroczyła ze swoimi unikalnymi instrumentami finansowymi (którymi NATO nie dysponuje) na obszar, w którym buduje się realne zdolności wojskowe – włączając się do procesu szkolenia armii ukraińskiej, tworząc fundusze przeznaczone na uzupełnienie luk sprzętu państw członkowskich dostarczonego Kijowowi, a nawet rozważając wypuszczenie obligacji na cele obronności. Podjęła także szereg nowych inicjatyw mających wnieść bezpośredni wkład do zarządzania kryzysami (misje wojskowe na morzu) oraz poprawić wytrzymałość infrastruktury niezbędnej do transportowania ciężkiego sprzętu wojskowego w Europie, a także zainicjowała projekt wspólnej polityki służącej odtworzeniu potencjału przemysłu obronnego w ramach Unii.

To wszystko zasługuje na pozytywną ocenę, a ponieważ większość państw Unii to także członkowie NATO, ta ewolucja potencjalnie wzmacnia siłę Sojuszu. Ale to tylko jedna strona medalu.

Wiele ze wspomnianych inicjatyw nie przełożyło się jeszcze na konkretne zdolności. Nie widać, aby to one wymuszały zwiększenie budżetów obronnych (fakt, iż według ostatnich danych wielu europejskich sojuszników przekroczyło wreszcie uzgodniony pułap 2% PKB na obronę to zasługa presji wewnątrz samego Sojuszu[5])albo owocowały większą dostępnością sił gotowych do prowadzenia wielkoskalowych działań wojennych. Deklaracje często nie idą w parze z realizacją –szczególnie uwidoczniła to niezdolność Unii do zapewnienia Ukrainie obiecanej ilości pocisków. Ambitne plany – na przykład projekt wspólnej polityki wsparcia przemysłów obronnych – zawierają nierealistyczne cele (wymagany procent zakupów w firmach europejskich, niezależnie od realnych zdolności) bądź nieadekwatną alokację środków (1,5 mld euro). Inny przykład: idea utworzenia stanowiska komisarza UE ds. obronnych wydaje się nie do końca przemyślana i na razie wzbudza więcej kontrowersji, niż przynosi pożytku[6].

Brak sukcesów Unii na tym polu może mieć poważne konsekwencje dla NATO. Od 1999 r. UE de facto przejęła od Sojuszu część jego mandatu. Interesujące pomysły, np. wyposażenie NATO w instrumenty odstraszania ekonomicznego (zgodnie z art. 3 traktatu waszyngtońskiego)[7], są dzisiaj mało realistyczne, gdyż wymagałyby rezygnacji przez Unię z jej uprawnień. Trudno uwierzyć w taki scenariusz. Tak zwane militarne Schengen, czyli zdolność szybkiego przemieszczania się przez granice państw UE oddziałów i sprzętu wojskowego desygnowanych do realizacji planów obronnych NATO, jest całkowicie uzależnione od decyzji leżących w kompetencji Unii, zaś jak dotąd postęp jest niezadawalający. Co gorsza, pojawiają się inicjatywy (takie jakie stosowanie własnych standardów sprzętu wojskowego w Unii), które mogłyby złamać obowiązujące zasady współpracy między Sojuszem i Unią, doprowadzając do groźnej duplikacji w sytuacji, gdy standardy interoperacyjności są kluczowym zwornikiem natowskiego planowania obronnego. Przed nami więc czas próby dla relacji NATO–UE.

Ukraina: NATO położyło dużo na szali

Wybór drugiej zmiany o charakterze ambiwalentnym z punktu widzenia oceny jej sukcesu – polityki wsparcia Ukrainy – jest bardziej oczywisty. NATO podjęło naprawdę strategiczną i bezprecedensową decyzję, gdy po rozpoczęciu agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. zdecydowało, że uczyni wszystko, co politycznie możliwe (wykluczając bezpośredni udział w konflikcie zbrojnym), aby nie pozwolić Ukrainie przegrać tej wojny.

Nigdy jeszcze w historii Sojuszu członkowie nie zaryzykowali tak wiele na rzecz państwa nieczłonkowskiego. Przy wszystkich ograniczeniach, szczególnie dotyczących odmowy wejścia do bezpośredniego konfliktu (stąd brak zgody na np. ustanowienie strefy powietrznej nad Ukrainą), koszty poparcia są znaczące – finansowo, politycznie i w formie ryzyka ponoszonego przez indywidualnych sojuszników. Wojna Rosji przeciwko Ukrainie to nie jest konflikt lokalny, kryzys, którym można zarządzać: to część otwartej konfrontacji potęgi nuklearnej (wspieranej przez inne mocarstwo, Chiny i różne państwa zbójeckie ) z całym Zachodem. Stawka jest bardzo wysoka – dla reputacji, ale i egzystencjalnego bezpieczeństwa frontowych członków NATO.

Transformacja w kierunku polityki realizmu, opisana powyżej, sprawiła, że już po pierwszej fazie rosyjskiej agresji w 2014 r. Sojusz na poważnie wziął się za szkolenie sił zbrojnych Ukrainy, które wtedy były w opłakanym stanie. Pomagał też reformować inne elementy systemu obronnego. Dotyczyło to obrony cyberprzestrzeni, ochrony krytycznej infrastruktury, logistyki, sił specjalnych, służb bezpieczeństwa, nawet kursów medycznych i językowych.

To pomoc NATO była jedną z decydujących przyczyn (obok ukraińskiego heroizmu i kreatywności) tego, że rosyjski plan zdobycia Kijowa w trzy dni spalił na panewce. I to właśnie kontynuacja tej pomocy zapewnia obecnie Ukrainie szanse na przetrwanie, a może nawet na pokonanie rosyjskiej agresji. Pakiet długofalowego wsparcia Ukrainy przez NATO przyjęty niedawno na szczycie w Waszyngtonie to istotny krok w tym kierunku.

Ale skoro ukraiński sukces jest tak ważny dla NATO, dla jego bezpieczeństwa, to dlaczego tak trudno jest uzgodnić wspólną definicję zwycięstwa? Dla krajów naszego regionu jest to bez wątpienia porażka Rosji, czyli wycofanie się jej z okupowanych części Ukrainy, i takie jej osłabienie, aby nie mogła zagrażać swoim sąsiadom. Nie jest to jednak definicja, pod którą wszyscy sojusznicy byliby gotowi się podpisać. Strach przed eskalacją wciąż hamuje odważniejsze decyzje. Stad biorą się ograniczenia nałożone przez część państw na użycie broni dostarczanej dla Ukrainy na terytorium Rosji. Dlatego też nie ma obecnie konsensusu w sprawie przyjęcia Ukrainy do NATO. Dla jednych taka postawa to przejaw racjonalnej ostrożności. Dla innych to raczej wyraz strategicznej niespójności i kosztowny błąd.

Które podejście – minimalistyczne czy odważniejsze – okaże się słuszne, pokażą losy tej wojny. Dlatego między innymi należy się wstrzymać z oceną skuteczności kursu, jaki NATO przyjęło wobec wojny na Ukrainie do momentu jej rozstrzygnięcia.

Konkluzja

Bilans zmian, jakie zaszły w NATO od 1999 r., jest obiektywnie korzystny dla Polski. W okolicznościach pokoju w Europie zmiany te zapewniłyby więcej niż solidne podstawy bezpieczeństwa wszystkich sojusznikom. Tyle że w Europie trwa wielka wojna (na razie na Ukrainie), a szerzej – prowadzona jest brutalna konfrontacja o charakterze hybrydowym przeciwko NATO i jego członkom. Dochodzi do coraz bardziej spektakularnych aktów sabotażu, niszczenia infrastruktury energetycznej, prowokacji granicznych, a przy tym ponawiane są bezpośrednie groźby użycia broni nuklearnej wobec państw NATO. Dotychczasowe zmiany i ewolucja polityki Sojuszu to tylko dobry punkt wyjścia do dalszego podwyższenia stopnia mobilizacji kolektywnych sił i zdolności. Wiarygodne przygotowanie się do ewentualnej wojny to najlepsza forma jej uniknięcia. I właśnie takich mobilizacyjnych decyzji mają prawo oczekiwać obywatele państw członkowskich.

 

[1] Zob. R. Pszczel, 25 lat Polski w NATO: osobiste wspomnienie polskiej drogi do Sojuszu i lekcje na dziś, „Komentarze OSW”, 8 marca 2024 r., www.osw.waw.pl.

[2] J. de Hoop Scheffer, Geopolityczne wakacje skończyły się z hukiem 24 lutego 2022 roku, wywiad przeprowadzony przez R. Pszczela, „Polski Przegląd Dyplomatyczny” 2023, nr 2.

[3] D.Wyatt, Macron’s wrong to think France’s nuclear umbrella can protect Europe, „Politico”, 16 maja 2024 r., www.politico.eu.

[4] To, że sojusznikom zwyczajnie brakuje odpowiedniej ilości sił, nie jest żadna tajemnicą. Zob. J. Detsch, NATO Doesn’t Have Enough Troops, „FP”, 10 kwietnia 2024 r., https://foreignpolicy.com.

[6] J. Barigazzi, J. Posaner, L. Kayali, EU defense commissioner: The prestigious-sounding job you really don’t want, „Politico”, 4 czerwca 2024 r., www.politico.eu.

[7] A.M. Dowd, D. Jankowski, Developing an Economic Security Agenda for NATO, „War on the Rocks”, 28 maja 2024 r., www.warontherocks.com.