Komentarz PISM: Fiasko rozmów na temat „koalicji jamajskiej” w Niemczech
Jakie są przyczyny niepowodzenia rozmów o utworzeniu rządu?
Potencjalnych koalicjantów dzieliły poglądy na gospodarkę, migrację, energię czy przyszłość strefy euro – łącznie ok. 200 szczegółowych kwestii. Na ostatnim etapie rozmów zadecydował spór o politykę migracyjną: bardziej restrykcyjne podejście Unii oraz FDP było nie do zaakceptowania dla Zielonych. Negocjacje zerwali liberałowie z obawy przed powtórzeniem błędów z 2009 r., gdy współrządząc, brali odpowiedzialność za decyzje sprzeczne z własnym programem. To również demonstracja siły. Szef partii Christian Lindner może pozwolić sobie na pryncypialne stwierdzenie, że „lepiej nie rządzić, niż rządzić źle”, i przyjąć polityczną odpowiedzialność za koniec „Jamajki”. Jego pozycja w FDP jest niekwestionowana. Takiego komfortu nie mają liderzy Zielonych, CSU czy Angela Merkel, której autorytet bardzo ucierpiał z powodu fiaska negocjacji.
Czy wkrótce może dojść do wcześniejszych wyborów?
Do rozwiązania Bundestagu prowadzi długa droga. Twórcy ustawy zasadniczej – pomni wad systemu politycznego z wczesnych lat 30. – stworzyli mechanizm sprzyjający sformowaniu rządu i dający spore prerogatywy prezydentowi. To on zgodnie z art. 63 wskazuje osobę kandydującą na stanowisko kanclerza. Jeśli nie uzyska ona absolutnej większości głosów w Bundestagu, partie polityczne mają 14 dni na wystawienie własnego kandydata. Gdy to zawiedzie, kanclerzem może zostać osoba, która uzyska w głosowaniu w Bundestagu największą liczbę głosów i jednocześnie poparcie prezydenta. Dopiero jeśli prezydent nie zdecyduje się na nominację, w grę wchodzi decyzja o rozpisaniu nowych wyborów.
Czy możliwa jest kolejna „wielka koalicja”?
Alternatywą dla „koalicji jamajskiej” mogłaby być kolejna „wielka koalicja” CDU/SCU i SPD. Socjaldemokraci jednak już oświadczyli, że nie zamierzają podejmować rozmów o utworzeniu rządu. Osłabiona wyborczą klęską partia zamierza poświęcić kadencję Bundestagu na stworzenie nowego programu i ewentualne zmiany personalne. Kolejną opcją jest mniejszościowy rząd CDU/CSU i jednej z mniejszych partii. Odsunąłby on ryzyko związane z nowymi wyborami, które dla wszystkich partii głównego nurtu skończyłyby się zapewne gorszym niż dotąd wynikiem. Bardzo prawdopodobny natomiast byłby wzrost poparcia dla Alternatywy dla Niemiec (AfD) oraz die Linke, które nową kampanię wykorzystałyby do ostrej krytyki „nieodpowiedzialnych” elit, niezdolnych do wzięcia odpowiedzialności za utworzenie rządu.
Czy mniejszościowy rząd osłabi Niemcy?
Mniejszościowy gabinet nie musiałby oznaczać niestabilnych rządów, ponieważ kanclerza można odwołać jedynie poprzez konstruktywne wotum nieufności. Zdolność Niemiec do podejmowania ważnych decyzji uległaby jednak osłabieniu. W takiej sytuacji trudno byłoby np. wyjść naprzeciw propozycjom Emmanuela Macrona w sprawie reform w strefie euro czy skutecznie zmierzyć się z rosnącą liczbą wyzwań w gospodarce, np. zwiększeniem inwestycji i reformami w sferze cyfryzacji. W razie niepowodzeń wcześniejsze wybory mogą okazać się nieuniknione. W takim scenariuszu era Merkel zakończyłaby się tak samo jak era Gerharda Schrödera, który w 2005 r. poprosił prezydenta o skrócenie kadencji Bundestagu i stracił stanowisko kanclerza.