Gra Białorusi z Rosją to nadal tylko gra - Anna Maria Dyner dla BiznesAlert
12.12.2016
Aleksander Łukaszenka jest świadomy, że nie może wybić się na energetyczną niezależność. Rozmowy z Iranem czy Azerbejdżanem na temat dostaw ropy są kolejną odsłoną gry, jaką Mińsk od czasu do czasu prowadzi z Moskwą. Dzieje się tak, zwłaszcza wówczas kiedy zaostrzają się relacje między obydwoma krajami. W takiej sytuacji Łukaszenka stara się pokazać Moskwie, że ma do wyboru inne, alternatywne rozwiązanie. Taką taktykę Białoruś stosuje od lat. W roku 2010 oraz w 2011, kiedy, podobnie jak obecnie, negocjacje dotyczące cen ropy naftowej stanęły w miejscu, prezydent Białorusi porozumiał się z ówczesnym prezydentem Wenezueli, Hugo Chavezem na dostawy ropy z tego kraju na Białoruś. W ten sposób Łukaszenka chciał pokazać Rosji, że ma alternatywę dla dostaw ropy ze wschodu. Eksperyment jakim były dostawy poprzez port w Odessie i Ukrainę na Białoruś okazał się nieudany. Ropa z Wenezueli była bardzo droga, a rafinerie na Białorusi nie były przygotowane technologicznie do rafinacji innej gatunkowo niż rosyjska ropy. Są one przygotowane do przerobu ciężkiej ropy typu Urals, a nie ropy z Wenezueli, która gatunkowo zalicza się do lekkiej ropy. Dokonano wówczas wymiany ropy na zasadzie swap, na tą pochodzącą z Azerbejdżanu. Ze względów logistycznych taki rodzaj transakcji okazał się opłacalny. Białoruś potrzebuje taniego surowca, aby po przerobie, Mińsk mógł zarabiać jak najwięcej na sprzedaży produktów naftowych. Im surowiec jest droższy, tym opłacalność takich transakcji jest mniejsza. Rozmawiając z Azerbejdżanem i Iranem Łukaszenka pokazuje, że może mieć z tym krajami dobre relacje. W Iranie były nawet pomysły wspólnych przedsięwzięć w poszukiwaniu ropy. Biorąc pod uwagę położenie Białorusi, w tym brak alternatywnej drogi sprowadzenia surowca oraz istniejącą infrastrukturę rurociągową, to Rosja jest najtańszym dostawcą ropy - powiedziała Anna Maria Dyner dla portalu BiznesAlert.