„Wyłączenie” Ameryki - komentarz Mai Rostowskiej
03.10.2013, 00:00
03.10.2013, 00:00
Cały proces wyłączenia rządu federalnego będzie bardzo kosztowny dla amerykańskiej gospodarki. Szacuje się, że dzienne straty w obrotach gospodarki nim spowodowane osiągną 300 milionów dolarów i zmniejszą stopę wzrostu od 0.9 do 1.4 punktów procentowych. Co gorsza, 17 października Stany Zjednoczone osiągną dopuszczalny limit zadłużenia
fot.Reuters
Wygląda to trochę jak jeden z odcinków „Strefy Mroku”. Waszyngtońskie metro stoi puste w godzinach szczytu. W całym kraju parki i pomniki są zamknięte, skonsternowani turyści są wypraszani z parku narodowego Yosemite i spod pomnika Lincolna. Ponad 700 tysięcy „zbędnych” pracowników federalnych siedzi w domu na urlopie bezpłatnym. „Niezbędny” personel, tymczasem, stoi w kolejkach do budynków rządowych, aby dostać się do pracy. Ironiczne artykuły, głoszące pojawienie się sił pokojowych ONZ w Waszyngtonie, krążą po portalach społecznościowych.

Gwałtowność, z jaką machina rządowa USA utknęła w martwym punkcie zaskoczy wielu Europejczyków. Przecież urzędy nie dostają funduszy niezbędnych do swojej działalności z dnia na dzień. Dlaczego więc, jeśli kongresowi nie udało się uzgodnić budżetu w poniedziałek, urzędy państwowe zamykają swoje podwoje już we wtorek? Odpowiedź tkwi w amerykańskim systemie przyznawania środków – dorocznych ustaw kongresu, regulujących finansowanie wielu urzędów. Niemożność przyznania środków oznacza, że aktywność musi zostać niezwłocznie wstrzymana.

Cały proces wyłączenia rządu federalnego będzie bardzo kosztowny dla amerykańskiej gospodarki. Szacuje się, że  dzienne straty w obrotach gospodarki nim spowodowane osiągną  300 milionów dolarów  i zmniejszą stopę wzrostu od 0.9 do 1.4 punktów procentowych. Co gorsza, 17 października Stany Zjednoczone osiągną dopuszczalny limit zadłużenia. Jeżeli do tego czasu kongresmenom nie uda się dojść do porozumienia, istnieje ryzyko, że Waszyngton nie będzie w stanie spłacić swoich obligacji, a nawet długu publicznego. To wydarzenie bez precedensu, a jego skutki są niemożliwe do oszacowania.

Konieczne jest zatem jak najszybsze rozwiązanie tej sytuacji. U źródeł impasu znajduje się problem, zdaje się, nierozwiązywalny. Republikanie należący do ruchu Tea Party nie zgodzą się na żaden budżet nie zawierający zapisu o opóźnieniu wprowadzenia programu opieki zdrowotnej. Jednak prawdopodobieństwo, że prezydent zrezygnuje ze swojego sztandarowego projektu (nazywanego nawet ‘Obamacare’) jest niemal zerowe.

Jednak nieustępliwość polityków Tea Party zdaje się topnieć w miarę, jak opinia publiczna zwraca się przeciw nim (niektóre sondaże wskazują przewagę przeciwników użycia tzw. „wyłączenia” jako broni przeciw ustawie o ochronie zdrowia nad jego zwolennikami w stosunku 72 do 22 procent). Frakcja ta powinna być w stanie wycofać się dosyć szybko, twierdząc, że  dopięła swego. Jednak żadne krótkoterminowe zyski Demokratów nie zmienią rosnącego wśród amerykańskich  obywateli zobojętnienia i cynizmu wobec polityki federalnej. Niezależnie od tego, czy spowodują one rozłam w Partii Republikańskiej, czy też w końcu staną się  inspiracją do rozpoczęcia kampanii przeciw społecznej apatii, można jedynie mieć nadzieję, że tzw. „wyłączenie” okaże się pobudką dla polityków na Capitol Hill, na którą czekali amerykańscy wyborcy.