Koszmar z Hongkongu w “chińskim śnie” Xi Jinpinga?
03.10.2014, 00:00
03.10.2014, 00:00
Studenckie protesty w Hongkongu, które przyciągnęły uwagę światowych mediów kilka dni temu, w rzeczywistości trwają co najmniej od czerwca. Właśnie wtedy ruch „Okupuj Centrum” zorganizował nieformalne referendum w sprawie sposobu wyboru szefa hongkońskiej administracji. Wzięło w nim udział blisko 800 tys. osób, opowiadając się za wyborami powszechnymi.

Studenckie protesty w Hongkongu, które przyciągnęły uwagę światowych mediów kilka dni temu, w rzeczywistości trwają co najmniej od czerwca. Właśnie wtedy ruch „Okupuj Centrum” zorganizował nieformalne referendum w sprawie sposobu wyboru szefa hongkońskiej administracji. Wzięło w nim udział blisko 800 tys. osób, opowiadając się za wyborami powszechnymi.

Przyczyna i czas głosowania były związane z przygotowaniami do podjęcia przez Chiny decyzji w sprawie zasad wyborów w 2017 r. W dniu 31 sierpnia Stały Komitet chińskiego parlamentu ogłosił, że kolejne wybory będą miały charakter powszechny, jednak zasady głosowania różnią się od tych, których oczekiwał Hongkong. Pekin zdecydował, że wyborcy mogą wybierać spośród dwóch lub trzech kandydatów, którzy zostaną nominowani przez specjalnie do tego powołaną 1200-osobową komisję, a kandydaci muszą uzyskać ponad 50-procentowe poparcie członków tego gremium. Problemem jest jednak to, że na kształt tej komisji duży wpływ mają hongkońskie środowiska biznesowe blisko współpracujące z Pekinem.  

Żądania i ultimatum

Decyzja chińskiego parlamentu wywołała w Hongkongu ostry protest, którego kulminacja przypadła na koniec września tuż przed chińskim świętem narodowym 1 października. Tegoroczne święto jest szczególne – Chiny obchodzą 65. rocznicę powstania ChRL. Dlatego też nasilenie protestów w tym właśnie momencie postawiło Pekin w bardzo niewygodnej sytuacji.

Protestujący przedstawili dwa żądania: zmianę decyzji o sposobie przeprowadzania wyborów w 2017 r. oraz ustąpienie ze stanowiska szefa hongkońskiej administracji Leung Chun-ying. Zagrozili, że jeżeli ich żądania nie zostaną spełnione, rozpoczną okupację budynków rządowych. Ultimatum upłynęło o północy 2 października. Leung nie złożył dymisji, decyzja parlamentu się nie zmieniła, jednak władze Hongkongu obiecały protestującym rozmowy.

Reakcje Pekinu

Na wydarzenia w Hongkongu Chiny jak dotąd reagują wstrzemięźliwie. Jednak zarówno wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Wanga Yi, który obecnie składa wizytę w Stanach Zjednoczonych, jak i rzeczników chińskiego MSZ oraz Biura ds. Hongkongu i Makau, a także komentarze publikowane w chińskiej prasie (np. „Dzienniku Ludowym” czy „Global Times”), dość wyraźnie obrazują chińskie stanowisko, które można ująć w pięciu punktach.

Po pierwsze, ruch „Okupuj Centrum” jest nielegalny, co oznacza, że władze lokalne są odpowiedzialne za rozwiązanie tego problemu. Minister Wang Yi zwrócił uwagę, że USA również borykają się z podobnymi problemami, i zasugerował, że władze muszą temu stawić czoła.

Po drugie, protestujący są opisywani jako niewielka grupa rozemocjonowanych studentów, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że łamią prawo. Obwinia się ich o psucie wizerunku Hongkongu, utrudnianie życia mieszkańcom, zakłócenie normalnego funkcjonowania metropolii, szkodzenie biznesowi, powodowanie finansowych strat oraz stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa zwykłych ludzi.

Po trzecie, Pekin wyraźnie mówi o swoim poparciu dla władz Hongkongu (choć wydaje się oczywiste, że chińscy przywódcy muszą być mocno niezadowoleni z indolencji Leunga w rozwiązaniu kryzysu), co oznacza, że hongkońska administracja musi sama rozwiązać ten problem, zachowując odpowiednią powściągliwość.

Po czwarte, sugeruje się, że protesty mogą być inspirowane z zagranicy. „Dziennik Ludowy” w tekście opublikowanym 2 października cytuje jednego z ekspertów, który mówi o możliwych zakulisowych działaniach państw zachodnich, leżących u podłoża ruchu „Okupuj Centrum”.

Wreszcie po piąte, państwa trzecie powinny powstrzymać się od mieszania w sprawy Hongkongu, gdyż jest on częścią Chin, jest to więc ich wewnętrzna sprawa.

Konsekwencje dla Chin

Obecna sytuacja wydaje się potwierdzać popularne stwierdzenie, że największe zagrożenia dla Chin pochodzą właśnie z Chin i że wewnętrzna stabilność kraju jest głównym celem polityki chińskich przywódców.

Obecnie chińscy liderzy w swojej polityce koncentrują się na sprawach ekonomicznych – lepszej jakości wzrostu gospodarczego czy zmniejszaniu różnic w dochodach – jako sposobie rozwiązywania palących problemów społecznych. Polityka ta, jakkolwiek słuszna, nie jest jednak adresowana do chińskich „peryferii”, w których ludzie mają nieco inne oczekiwania i obawy niż na kontynencie. Asertywna polityka Chin w regionie (zaogniające się spory terytorialne z Japonią czy Wietnamem) oraz ich coraz silniejsza pozycja gospodarcza w Azji wzmagają obawy, że chińskie obrzeża – Hongkong, Makau czy Tajwan – znajdą się w cieniu Chin.     

W Hongkongu protestują studenci domagający się swobód demokratycznych. Jednocześnie obawiają się coraz większego napływu chińskich turystów, którzy paraliżują życie w już i tak niezmiernie zatłoczonym i przeludnionym Hongkongu, czy biznesmenów z kontynentu, którzy chętnie inwestują w mieście, windując ceny nieruchomości. Nieskrępowane wybory powszechne mają być sposobem na wyłanianie kandydatów, którzy będą dbali o interesy wszystkich Hongkończyków.  

Do pewnego stopnia podobny sposób myślenia młodych ludzi można zauważyć na Tajwanie. W marcu i kwietniu tajwańscy studenci zorganizowali protest przeciwko porozumieniu o handlu usługami, które wyspa podpisała z Chinami. Studenci obawiają się stopniowego uzależniania gospodarczego Tajwanu od Chin, co odbywa się przy współudziale obecnych tajwańskich władz.

Protesty w Hongkongu mogą uderzyć w słynny „chiński sen” Xi Jinpinga, czyli koncepcję wielkiego odrodzenia narodu chińskiego. Domaganie się większej autonomii przez młodych ludzi  może sygnalizować stopniowe oddalanie się od Chin Hongkongu, będącego ich częścią od lipca 1997 r. Protesty mogą mieć także wpływ na Tajwan i chiński cel pokojowego zjednoczenia. Prezydent Tajwanu Ma Ying-jeou poparł protesty w Hongkongu. Nadchodzące wybory prezydenckie i parlamentarne na wyspie na początku 2016 r. mogą skutkować zwycięstwem opozycji, która nie ma tak bliskich i dobrych relacji z Chinami jak obecnie rządzący KMT.

Wydaje się oczywiste, że hongkońskie i chińskie władze nie ugną się pod żądaniami studentów. Pekin nie może pozwolić sobie na utratę twarzy i na ustępstwa, które mogą zachęcić innych do kolejnych protestów i wysuwania żądań. Jednak scenariusz z Tiananmenu na razie nie wydaje się prawdopodobny – Chiny mają za dużo do stracenia. Oprócz ryzyka pogorszenia międzynarodowego wizerunku, ostatnio bardzo dla nich ważnego, Hongkong jest też niesłychanie istotny dla Pekinu z innych przyczyn. W przeszłości był dla Chin oknem na świat oraz źródłem kapitału dla zrujnowanego kraju po rządach Mao Zedonga. Obecnie jest to mekka dla chińskich turystów, biznesmenów i zwykłych (ale oczywiście bogatych) ludzi, którzy chcą zarobić pieniądze, obejść restrykcyjne chińskie prawo (przykładem mogą być wyprawy ciężarnych Chinek do Hongkongu, by tam urodzić dziecko i zapewnić mu lepszą opiekę zdrowotną oraz możliwość podróżowania bez wiz do większości krajów) czy też mieć dostęp do zdrowej żywności (Chińczycy podróżują z kontynentu na zakupy do Hongkongu, np. po mleko w proszku dla dzieci).

Ryzykowne jest przewidywanie tego, co się wydarzy w Hongkongu w najbliższych dniach. Wydaje się jednak, że wyczekująca postawa Pekinu będzie kontynuowana. Czas gra na korzyść strony rządowej. Przedłużające się protesty mogą spowodować podziały w społeczeństwie i oskarżanie protestujących o zakłócanie funkcjonowania miasta.

Zapowiedź rozmów z protestującymi to krok w dobrym kierunku, pokazujący otwartość strony rządowej na dialog – takiej woli zabrakło w czasie protestów na Tiananmen w 1989 r. Można mieć tylko nadzieję, że dialog będzie prawdziwy i że „chiński sen” Xi Jinpinga nie zmieni się w „hongkoński koszmar”.


Zapraszamy do śledzenia analiz i doniesień medialnych na ten temat:

01.10.2014r. - Kolejny dzień protestów w Hong Kongu - Artur Gradziuk dla IAR

02.10.2014r. - Protesty w Hongkongu - Justyna Szczudlik-Tatar dla Programu Pierwszego Polskiego Radia

02.10.2014r. - Warunek protestujących w Hongkongu nie do spełnienia - Justyna Szczudlik-Tatar dla IAR