Bunt humanistów – komentarz Dariusza Kałana z Sofii
18.11.2013, 00:00
18.11.2013, 00:00
Nowy rok akademicki rozpoczął się w Bułgarii od protestu studentów Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klemensa z Ochrydy. Od ponad trzech tygodni okupują oni główną aulę uniwersytecką oraz wydziały kierunków humanistycznych, m.in. dziennikarstwa, socjologii i filologii, a także organizują wiece i marsze na ulicach miasta.
Nowy rok akademicki rozpoczął się w Bułgarii od protestu studentów Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klemensa z Ochrydy. Od ponad trzech tygodni okupują oni główną aulę uniwersytecką oraz wydziały kierunków humanistycznych, m.in. dziennikarstwa, socjologii i filologii, a także organizują wiece i marsze na ulicach miasta

Hasło
"Okupacja" - napis na transparencie zawieszony przez protestujących,
fot.Dariusz Kałan 
Protesty wybuchły 23 października br. przed wykładem Dimityra Tokuszewa, prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który kilka dni wcześniej przedłużył mandat poselski dla Deliana Peewskiego. Ten kontrowersyjny magnat medialny od dawna wzbudza duże emocje w Bułgarii: to właśnie jego nominacja na szefa Państwowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (DANS) latem br. stała się przyczyną masowych wystąpień antyrządowych. Generalnie bunt na uniwersytecie ma charakter pokojowy; chociaż protestujący próbowali wedrzeć się do siedziby parlamentu, zrezygnowali po tym, gdy przyłączyły się do nich grupy agresywnych radykałów. Studenci odcinają się także od haseł nacjonalistycznych, które zyskują na popularności z powodu napływającej fali uchodźców z Syrii. Według badania Institute of Modern Politics bunt humanistów popiera 54% Bułgarów.

1.Wznoszone przez studentów okrzyki „Ostawka! Ostawka!” (dosł. dymisja) stały się z jednej strony hasłem-symbolem niezadowolenia społecznego, z drugiej zaś – przykładem słabości protestujących. Domagają się oni bowiem ustąpienia rządu Płamena Oreszarskiego i rozpisania przedterminowych wyborów, ale nie przedstawiają w zamian żadnej pozytywnej oferty programowej. Szafują za to hasłami populistycznymi („koniec z rządami mafii i oligarchii”) i idealistycznymi („przywrócenie moralności w polityce”). Z ich deklaracji wynika, że w ogóle nie chcą, aby bunt został wykorzystany politycznie i – przynajmniej na tym etapie – nie planują powołania żadnego ruchu ani partii. Obecnie byłoby to zresztą o tyle trudne, że protesty nie mają rozpoznawalnych liderów. Oprócz tego, problemem może być ograniczone wsparcie środowisk akademickich. Do okupacji uniwersytetu nie przyłączyli się studenci medycyny i kierunków technicznych, a niektórzy studenci prawa zapowiedzieli złożenie pozwów sądowych przeciwko buntownikom, przez których mogą stracić sesję egzaminacyjną. Podobną wstrzemięźliwość zachowują wykładowcy: szacuje się, że na 1,800 profesorów pracujących na uniwersytecie tylko ok. 100 identyfikuje się z protestującymi. Niemniej jednak z powodu dużego zainteresowania mediów i sofijskiej ulicy jeden z celów demonstracji, czyli zwrócenie uwagi na głos młodych, został osiągnięty. Ponadto, dla uczestników – pokolenia urodzonego na początku lat 90. – protesty będą nie tylko wydarzeniem formacyjnym, ale także pierwszym poważnym doświadczeniem politycznym, które w przyszłości może zaowocować ich aktywnością w oficjalnym życiu publicznym (tym bardziej, że w ich wypowiedziach dominują właśnie hasła polityczne, a nie socjalne).
Dziewczyna z flagą_II
Jedna z demonstrantek na ulicach Sofii z bułgarską 
flagą, fot. Dariusz Kałan
2.Bunt humanistów jest kolejnym w br. protestem antyrządowym w Bułgarii. Pierwsze wystąpienia z lutego doprowadziły do dymisji centroprawicowego gabinetu Bojka Borisowa. Iskrą, która wówczas wywołała rozruchy, była podwyżka cen energii elektrycznej, jednak manifestacje szybko nabrały charakteru antysystemowego, stając się wyrazem sprzeciwu wobec elit politycznych. Frustracja społeczna była tak duża, że w wielu przypadkach przybrała postać samospaleń i fizycznych ataków na polityków. Druga fala wystąpień z czerwca i lipca była skierowana przeciwko socjalistycznemu rządowi Płamena Oreszarskiego, a pretekstem do ich rozpoczęcia była nominacja Peewskiego na szefa DANS. W porównaniu z pierwszymi wystąpieniami latem charakterystyczna była większa świadomość polityczna, a także nieco inny przekrój społeczny demonstrantów: manifestacje przeciwko gabinetowi Oreszarskiego organizowała klasa średnia i wielu intelektualistów z Sofii, podczas gdy zimą do głosu doszły głownie biedniejsze warstwy z prowincji. Tak wysoki poziom niezadowolenia można tłumaczyć kłopotami bułgarskiej gospodarki, która od lat pogrążona jest w recesji, a także niską jakością elit politycznych. Nieufność wobec nich jest uzasadniona problemami z przejrzystością ich działań, które znajdują odzwierciedlenie w międzynarodowych statystykach: w indeksie Transparency International Bułgaria jest obok Grecji najbardziej skorumpowanym krajem UE (zajmuje 75. miejsce), a według Reporterów bez Granic ma największe w Unii problemy z wolnością mediów (w ciągu pięciu lat spadła z 38. na 87. pozycję).

3.Zaskakująco duża liczba wystąpień antyrządowych w spokojnej dotychczas Bułgarii prowokuje powstawanie teorii o udziale w protestach czynników zewnętrznych. W Sofii – nawet w mainstreamowych mediach – mówi się o tym, że tegoroczne protesty są inspirowane przez Rosję (zimowe) i Stany Zjednoczone (letnie i jesienne) w związku z kluczową rolą kraju w międzynarodowych projektach energetycznych. Pierwsze demonstracje wybuchły w Bułgarii w lutym br. niedługo po nieważnym referendum ws. otwarcia elektrowni jądrowej w Belene (pierwszej elektrowni rosyjskiej w kraju UE). Przeciwko temu projektowi – a także przeciwko rosyjskiemu ropociągowi Burgas–Aleksandropolis – opowiadał się rząd Borisowa, który po fali zimowych wystąpień podał się do dymisji. O roli Rosji w tym wydarzeniu otwarcie mówili członkowie gabinetu, m.in. były wicepremier i znany ekonomista Symeon Djankow. Z kolei bunt na uniwersytecie przeciwko lewicowemu gabinetowi Oreszarskiego zbiegł się w czasie z wycofaniem się konsorcjum Szach Deniz II z projektu Nabucco i niezapowiedzianym przyjazdem do Sofii Aleksieja Millera, prezesa zarządu Gazpromu. Kilka dni po tej wizycie zainaugurowano budowę bułgarskiego odcinka gazociągu South Stream, który jest wspierany przez obecny rząd. Obecne wystąpienia są zatem – zdaniem zwolenników teorii o udziale czynników zewnętrznych – na rękę Stanom Zjednoczonym. W tym kontekście warto przypomnieć, że skandal wokół Christo Biserowa, byłego wiceprzewodniczącego parlamentu i członka partii wchodzącej w skład rządu Oreszarskiego, który niedawno został oskarżony o malwersacje finansowe i podatkowe, został ujawniony przez CIA.

4.W związku z coraz bardziej napiętą sytuacją wewnętrzną, która w dużym stopniu paraliżuje działania władzy wykonawczej, rząd rozważa możliwość rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych na wiosnę 2014 r. (razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego). Zwolennikiem tego scenariusza jest Płamen Oreszarski, który zapowiedział, że po zakończeniu misji na stanowisku premiera wycofa się z życia publicznego. Wynikające z tej deklaracji brak konieczności podporządkowywania się krótkoterminowym kalkulacjom politycznym, spodziewane złagodzenie nastrojów społecznych oraz presja czasu mogłyby zwiększyć determinację rządu do bardziej energicznego wprowadzania reform gospodarczych (w tym uchwalenia budżetu na 2014 r.) oraz zmian systemowych. Trudno przewidzieć, czy na wcześniejsze wybory zgodzi się Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP) i jej lider, Sergej Staniszew, który nie jest członkiem gabinetu. Oreszarski, chociaż związany z lewicą, jest bezpartyjnym ekonomistą i jego pozycja na bułgarskiej scenie politycznej nie jest silna, tym bardziej, że w formowaniu agendy swojego rządu musi brać pod uwagę nie tylko interesy BSP, ale także jej mniejszych partnerów: reprezentującego mniejszość turecką Ruchu na rzecz Praw i Wolności (DPS) oraz nacjonalistycznej Ataki, która mimo iż nie jest członkiem koalicji nieoficjalnie wspiera działania gabinetu. Czynnikami sprzyjającymi wcześniejszym wyborom jest z pewnością zmęczenie socjalistów niekorzystną koniunkturą wewnętrzną oraz problemy BSP, w której narastają różnice między różnymi skrzydłami partii.