Brazylijska lokomotywa na wyborczej ścieżce
24.10.2014, 00:00
24.10.2014, 00:00
Brazylia nie zwalnia tempa. Rozpędzona brazylijska lokomotywa wypełniona problemami nie pozwala oderwać od siebie oczu, a rządzącym od kilkunastu miesięcy zapewnia nieustający maraton. Rok 2013 – niepokoje społeczne, manifestacje, protesty, strajki i takie też niepewne wejście w rok 2014 – rok Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej określanych jako sprawdzian dla rzeczywistej sprawności tego państwa, i wreszcie, rok wyborów prezydenckich - pisze Julia Balicka
Brazylia nie zwalnia tempa. Rozpędzona brazylijska lokomotywa wypełniona problemami nie pozwala oderwać od siebie oczu, a rządzącym od kilkunastu miesięcy zapewnia nieustający maraton. Rok 2013 – niepokoje społeczne, manifestacje, protesty, strajki i takie też niepewne wejście w rok 2014 – rok Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej określanych jako sprawdzian dla rzeczywistej sprawności tego państwa, i wreszcie, rok wyborów prezydenckich.

Rzeczywistość brazylijska ostatnich tygodni zdominowana jest już wyłącznie przez temat wyborów prezydenckich, a mijający tydzień to ostatnia prosta w wyścigu o fotel prezydenta tego największego kraju Ameryki Łacińskiej. Już w najbliższą niedzielę 26 października za Oceanem odbędzie się druga tura wyborów. Zmierzą się w niej obecna prezydent Brazylii – Dilma Rousseff z Partii Pracujących (Partido dos Trabalhadores – PT) oraz Aécio Neves z Partii Socjaldemokracji Brazylijskiej (Partido da Social Democracia Brasileira – PSDB).

Spośród 11 kandydatów startujących w pierwszej turze wyborów (5 października 2014), tylko troje uzyskało dwucyfrowe wyniki, Dilma Rousseff (PT) z 41,59% poparcia, Aécio Neves (PSDB) z 33,55% oraz Marina Silva (21,32%) z Brazylijskiej Partii Socjalistycznej (Partido Socialista Brasileiro – PSB). Marina Silva to ekolog, była minister środowiska za kadencji prezydenta Luiza Inácio Luli da Silvy (PT), pierwotnie jedynie kandydatka na wiceprezydenta przy kandydacie Eduardo Campos (PSB) zmarłym w tragicznym wypadku lotniczym w sierpniu bieżącego roku.

Marina po pierwszej turze wyborów zadeklarowała poparcie dla Aécio Nevesa, jednak przyglądając się brazylijskim realiom politycznym można dojść do wniosku, iż wielu wyborcom Mariny wcale nie będzie po drodze z propozycjami socjaldemokraty.

Dyskusja wokół dwóch kandydatów

Mimo iż teoretycznie obie partie kandydatów łączy rodowód lewicowy, to w praktyce trudno nie dostrzec pewnych formalnych niedociągnięć tego podejścia. Partię Aécio Nevesa trudno jest identyfikować z czystą lewicą. Określenie jej jako centrolewicę, a nawet samo centrum jest dużo bardziej bliższe prawdzie, choć wątki ideologiczne w Brazylii mają nieporównywalnie mniejsze znaczenie niż na naszym europejskim gruncie.

Aécio Neves utożsamiany jest z brazylijskim biznesem i jako taki, odbierany jako kandydat, który po ewentualnej elekcji skupi się na rozwoju przedsiębiorców i szybkim rozwoju ekonomicznym, spychając na drugie miejsce kwestie społeczne. Dilma Rousseff natomiast, jako prezydent urzędujący od stycznia 2011 roku, nie posiada już atutu w postaci możności składania obietnic bez pokrycia. Dużo łatwiej jest weryfikować jej obietnice wyborcze odnosząc się do tego, co już zrealizowała lub czego zaniechała podczas ostatniej kadencji. Kandydatka PT nadal główny nacisk kładzie na rozwój programów społecznych w Brazylii, jednak nie oznacza to, iż kwestie ekonomiczne stają się dla niej mniej ważne. Jako ekonomistka z wykształcenia, nawet podczas telewizyjnych debat prezydenckich, swoje odpowiedzi konstruowała głównie za pomocą liczb.

Rozkład głosów w pierwszej turze wyborów wyraźnie pokazuje podział na dwie Brazylie. Można je umownie opisać za pomocą nazw dwóch regionów geograficznych Brazylii: Nordeste czyli północny-wchód oraz Sudeste czyli południowy-wchód. Brazylia nordeste, centrum tożsamości brazylijskiej, jest obozem petistów czyli Partii Pracujących, natomiast Brazylia sudeste z wielkimi aglomeracjami, na czele z przemysłowym sercem Brazylii – São Paulo i Rio de Janeiro, to bastion socjaldemokratów popieranych, między innymi, przez potomków europejskich emigrantów osiadłych tam na stałe.

Gdyby chcieć zamknąć obawy oponentów jednego i drugiego kandydata w jednym zdaniu, opinia dotycząca Dilmy Rousseff brzmiałaby następująco: „Kraj zostanie pożarty przez korupcję”, natomiast zdanie odnoszące się do Aécio Nevesa mogłoby brzmieć: „Kraj zostanie wyprzedany zagranicznemu kapitałowi”. Chłodna ocena realiów brazylijskich nakazuje jednak sądzić, że obie te opinie mogą być trafne w odniesieniu do obojga kandydatów.

Coś dla Polski, coś dla Europy

Kluczowe pytania z naszego europejskiego punktu widzenia dotyczą przyszłości stosunków Brazylii i Unii Europejskiej, a także Brazylii i Polski. Mowa tu o zupełnie innym wymiarze współpracy, bowiem, tak jak dla współpracy UE z Brazylią uzasadnione wydaje się stwierdzenie, iż zrobiono już wiele (choć ciągle za mało), tak o współpracy Polski z Brazylią możemy mówić tylko w kategoriach symbolicznych wymian wspólnych deklaracji. Wymiana handlowa Polski z krajami Ameryki Łacińskiej oscyluje na poziomie poniżej 1% zarówno w przypadku importu, jak i eksportu. Szans na rozwój polskiego eksportu można szukać w sukcesywnie wzrastającym popycie konsumpcyjnym wewnątrz tworzącej się i w stosunkowo szybkim tempie powiększającej się klasy średniej. Wykazuje ona zapotrzebowanie na produkty i usługi nie ekskluzywne, ale te ze średniej półki. Brazylijski rynek wciąż jeszcze jest nienasycony i pełny niezagospodarowanych nisz.

Natomiast dla rozwoju współpracy Unii Europejskiej z Brazylią, potrzebna jest z kolei nowa energia. Podpisana w 2007 roku w Lizbonie obustronna deklaracja o partnerstwie strategicznym, z roku na rok wydaje się schodzić na coraz to dalszy plan. Teczki z dokumentami wypracowywanymi na kolejnych szczytach (a odbyło się ich już siedem) rok po roku są coraz cieńsze. A rzeczywistość mówi sama za siebie – Ameryka Łacińska i Brazylia są coraz silniej połączone stosunkami gospodarczymi z Chinami i Rosją. Brazylia realizuje również swoje, jak twierdzą niektórzy publicyści brazylijscy, neokolonialne interesy w Afryce. W niedalekiej przyszłości wynikiem podejmowania nowych przedsięwzięć państwa latynoamerykańskiego będzie naturalny spadek zainteresowania współpracą z UE. Brazylia nie boi się szukać nowych partnerów handlowych, a czynnikiem, który jej w tym pomaga jest spójna i zdecydowanie pragmatyczna polityka zagraniczna i jasno wyznaczone cele polityczne – mocarstwo regionalne w Ameryce Południowej, rolnicze mocarstwo sektorowe o możliwie największym zasięgu, przedstawiciel interesów krajów Globalnego Południa, obecność i silna pozycja na wielu liczących się płaszczyznach współpracy międzynarodowej (np. G20, BRICS, Rada Bezpieczeństwa ONZ).

We współczesnych stosunkach międzynarodowych, borykający się z różnymi problemami liderzy tacy jak na przykład goniona przez demograficzną katastrofę Japonia, prędzej czy później będą musieli zostać zastąpieni przez kolejne podmioty. Jednym z silniejszych kandydatów do wejścia na ich miejsce jest właśnie Brazylia. Dlatego warto zainwestować w rozwój relacji dwustronnych z tym krajem. Jeżeli obudzimy się dopiero wtedy, gdy Brazylia stanie się prawdziwym gigantem gospodarczym, zostaniemy niezauważeni i potraktowani jedynie jako jeden z wielu elementów międzynarodowej układanki.

Co przyniesie niedziela?

Reelekcja Dilmy Rousseff tylko wtedy przyniesie nowe otwarcie w stosunkach z Unią Europejską, jeżeli podczas nowej kadencji zostanie położony większy nacisk na politykę zagraniczną, niż w ciągu ostatnich czterech lat. Rousseff, nazywana polityczną córką Luli, nie posiada tej charyzmy, którą w całej swej prostocie był obdarzony jej poprzednik. Jego głównym celem było uczynienie z Brazylii mocarstwa. Styl rządzenia obecnej prezydent jest inny, bardziej technokratyczny.

Aécio Neves jest swoistym znakiem zapytania, ale z jego wyboru powinny być zadowolone na przykład Stany Zjednoczone i Wielka Brytania licząc na ponowne zbliżenie z Brazylią po latach konsekwentnego oddalania się partnerów. Niechaj podpowiedzią w rozważaniach nad przyszłością będzie przytoczenie terminu popularnego w Brazylii i odnoszonego najczęściej do partii PSDB – desenvolvimentismo. Termin ten, podobny do desenvolvimento oznaczającego szeroko pojęty rozwój, ma jednak nieco inną konotację. Jest bowiem definicją rozwoju ekonomicznego i często, rozwoju za wszelką cenę.

Julia Balicka jest absolwentką Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Katedry Studiów Interkulturowych Europy Środkowo-Wschodniej UW. Jej zainteresowania badawcze oscylują przede wszystkim wokół zagadnień związanych z Federacyjną Republiką Brazylii oraz kontaktów Unii Europejskiej z tymże państwem.